„Światłość ciemności świeci, i ciemność jej nie ogarnia. Światłość w ciemności świeci...” - śpiewała cicho i delikatnie cała widownia, która w niedzielny listopadowy wieczór przyszła posłuchać koncertu Antoniny Krzysztoń w Dobrym Miejscu.
Choć artystka promowała swoją najnowszą płytę pt. „Turkusowy stół”, to właśnie piosenka „Mój przyjacielu” z płyty „Takie moje wędrowanie” była jednym z otwierających występ utworów. Nie zabrakło też innych piosenek z obszernej dyskografii artystki.
Niedzielny koncert Krzysztoń to ostatni koncert z serii Festiwalu Stróżów Poranka. Choć impreza ta ściśle związana jest z Chorzowem, gdzie tradycyjnie się odbywa, to wieńczący koncert miał miejsce właśnie w Dobrym Miejscu na warszawskich Bielanach, które nieodmiennie angażuje się w promowanie dobrej muzyki chrześcijańskiej.
Jeszcze długo przed rozpoczęciem koncertu bielańska widownia była ciasno zapełniona. Być może dlatego, że płyta „Turkusowy stół” to powrót artystki po blisko sześcioletniej przerwie. To pierwszy album po wydaniu w 2004 roku krążka pt. „Dwa księżyce”. „Turkusowy stół” to subtelne kompozycje powstałe z połączenia poezji z muzyką ludową.
Krzysztoń, ku radości widowni, zaprezentowała kilka utworów z nowego krążka. Szczególnie w pamięć zapadają te inspirowane muzyką ludową, w których rozbrzmiewa przenikliwy głos pieśniarki. Do tych ludowych inspiracji z pewnością nawiązuje „Rzepakowy miód”, który urzeka lekkością i zwiewnością ograniczonych do minimum instrumentalnych aranżacji.
Chyba szczególnie w pamięć zapadło „Naczynie”. Choć widownia usłyszała utwór pierwszy raz, po chwili wszyscy razem z Antoniną Krzysztoń nucili rytmiczny, szybko wpadający w ucho refren: „Gdyby nie to naczynie, wody byś się nie napił, temu nie patrz, jakie ono brzydkie”. Proste słowa, którymi pieśniarka chce przypomnieć starą prawdę – piękno człowieka nie jest w tym, co zewnętrzne, ale kryje się gdzieś głęboko, a Bóg posługuje się nawet takim „ułomnym” nieco naczyniem, z którego może wyprowadzić wielkie dobro. - Kiedy ktoś powie o was coś złego, zamruczcie sobie pod nosem „Gdyby nie to naczynie...” - radziła artystka. - A kiedy sami na siebie jesteście źli, tak jak ja sama na siebie się wściekam, śpiewajcie cichutko „Gdyby nie to naczynie...” - dodała ku zadowoleniu całej widowni, która ochoczo powtarzała refren piosenki.
To pierwszy koncert Antoniny Krzysztoń, na którym miałam przyjemność być, więc nie wiem, czy do starego zwyczaju należy dedykowanie poszczególnych piosenek konkretnym osobom. Jednakże każdy utwór z niedzielnego repertuaru miał swojego odbiorcę. Był utwór dla zagubionych, którym potrzebne jest wsparcie, był utwór nieco humorystyczy – dla widowni po czterdziestce, a także dla córki pieśniarki, która również była obecna na widowni.
Jednym z wieńczących koncert piosenek była „Perłowa łódź” z krążka „Takie moje wędrowanie”. - Kiedy przypłynie perłowa łódź, jak o tym śpiewa serce, ja Cię zawołam na cały głos, nie nie opuszczaj mnie już więcej – śpiewała przejmująco artystka.
Ale koncert na Bielanach nie zakończył się wraz z ostatnią piosenką. Po nim wszyscy zostali zaproszeni do słynnych Podziemi Kamedulskich, które często są miejscem ciekawych wydarzeń kulturalnych. Organizatorzy koncertu zainicjowali tam coś na kształt wieczorku autorskiego, gdzie można było porozmawiać z pieśniarką lub po prostu zdobyć autograf na najnowszej płycie. Wzruszająca wręcz była wytrwałość artystki, która starała się z każdym zamienić słowo i uścisnąć serdecznie dłoń.
„Światłość w ciemności świeci, i ciemność jej nie ogarnia. Światłość w ciemności świeci...” - rezonuje mi echem w głowie, kiedy wracam przez ciemny lasek bielański do domu...
Marta Brzezińska