„Jeżeli więc byłoby tak, że prezydent Xi Jinping poprosił Putina o wstrzymanie agresji, to Putin ją wstrzyma. To byłby faktycznie argument przeważający. Mógłby mieć nawet większe znaczenie od zachodnich sankcji. Czy jednak rzeczywiście tak było, czy może raczej jest to element rozgrywki prowadzonej z Zachodem przez oba te państwa, które chcą nowej wizji światowego porządku? Tego nie wiemy. Skłaniam się raczej ku tej drugiej odpowiedzi” – mówi portalowi Fronda.pl Andrzej Talaga, ekspert Warsaw Enterprise Institute.

 

Fronda.pl: Prezydent Chin miał poprosić Władimira Putina, aby wstrzymał się z inwazją na Ukrainę do wiosny, ponieważ obecnie rosyjski atak odwróciłby uwagę świata od Igrzysk Olimpijskich. Jeśli te doniesienia są prawdziwe i taka prośba rzeczywiście padła, stanowisko Pekinu może skutecznie odwieść Kreml od agresji?

Andrzej Talaga: Pytanie, czy te doniesienia są prawdziwe. Jeśli tak, to stanowisko Chin będzie tutaj miało kluczowe znaczenie.

Ostatnie zdarzenia w Kazachstanie pokazały, że Chiny są bardzo lojalne wobec Rosji w kwestii jej strefy wpływów w zakresie bezpieczeństwa. Rosja pozostaje natomiast lojalna w kwestii strefy wpływów Chin, jeśli chodzi o ekonomię. Głównym inwestorem w Azji Środkowej są Chiny, a Rosja jest tam głównym dostarczycielem bezpieczeństwa. Ten region został niejako podzielony na te dwie sfery, w których oba państwa ściśle współpracują.

Jeżeli więc byłoby tak, że prezydent Xi Jinping poprosił Putina o wstrzymanie agresji, to Putin ją wstrzyma. To byłby faktycznie argument przeważający. Mógłby mieć nawet większe znaczenie od zachodnich sankcji. Czy jednak rzeczywiście tak było, czy może raczej jest to element rozgrywki prowadzonej z Zachodem przez oba te państwa, które chcą nowej wizji światowego porządku? Tego nie wiemy. Skłaniam się raczej ku tej drugiej odpowiedzi. Gdyby Xi Jinping rzeczywiście miał prosić Putina o wstrzemięźliwość, zrobiłby to dyskretnie, bez ogłaszania tego w mediach światowych. Skoro głosi to „na prawo i lewo", można wysnuć tezę, że chodzi raczej o efekt propagandowy niż rzeczywistą prośbę.

W tym tygodniu Stany Zjednoczone mają przekazać Rosji pisemną odpowiedź na propozycję „gwarancji bezpieczeństwa". Pojawiły się doniesienia, że Amerykanie poprosili Rosjan o niepublikowanie tego dokumentu. Obawy, że administracja Joe Bidena zgodzi się na jakieś postulaty Kremla są zasadne?

Są bezzasadne. Gdyby tak było, prędzej czy później mogłoby wszak dojść do ujawnienia tej deklaracji, co byłoby kompromitujące dla Ameryki.

Wydaje się, że w tej odpowiedzi znajdą się dwa kluczowe elementy dot. rosyjskich żądań. Pierwszym będzie stwierdzenie, że NATO nie może zagwarantować, iż nie zostanie rozszerzone o Ukrainę, bo to sprawa członków Paktu i samej Ukrainy. Inna sprawa, że przez wiele lat przystąpienie Ukrainy do sojuszu jest niemożliwe, co zostawmy na boku. Drugim elementem będzie podkreślenie, że sojusz nie zrezygnuje ze swojego prawa do swobodnego rozmieszczania jednostek na wschodniej flance. Zgoda na którąś z tych dwóch rzeczy podważałaby wiarygodność całego Sojuszu, co byłoby groźne również dla Stanów Zjednoczonych.

Administracja Joe Bidena może natomiast złożyć propozycje dotyczące innych obszarów i być może będą one daleko idące. Mogą dotyczyć choćby rakiet średniego zasięgu. Amerykanie mogą zadeklarować, że nie będą ich rozmieszczać w Europie. Propozycje mogą też dotyczyć intensywności manewrów wojskowych. Tutaj może paść zobowiązanie, że NATO nie będzie takich ćwiczeń przeprowadzać, albo że będzie je przeprowadzać w zachodniej części kontynentu, jeśli masowych manewrów nie będzie przeprowadzała również Rosja, jak dzieje się to obecnie.  

Takie propozycje mogą paść, ale one nie są przyjęciem tego, czego żąda Moskwa. Są jakby próbą obejścia rosyjskich żądań, a przy tym zaproponowania Rosji możliwości „wyjścia z twarzą", otrzymania jakichś korzyści. Zobowiązanie w zakresie rakiet średniego zasięgu byłoby dla Kremla korzystne.

Ogromne kontrowersje wzbudza postawa Niemiec wobec agresywnej polityki Rosji. W ocenie Pana Redaktora Niemcy są dziś solidarni z Zachodem czy raczej sabotują działania mające powstrzymać Putina? 

Moim zdaniem są solidarni, ale dbają przy tym o swój interes. Głosy w Niemczech się rozkładają. Pojawiają się opnie wskazujące na to, że Rosja jest traktowana niemal na równi ze Stanami Zjednoczonymi, ale są też głosy choćby kanclerza, minister obrony, minister spraw zagranicznych, które jednak idą z głównym, dość ostrym nurtem reakcji Zachodu na zachowania Rosji. Nikt nie wykluczył zamknięcia Nord Stream 2, nikt nie wykluczył odcięcia Rosji od systemu SWIFT. Niemcy nie chcieliby, żeby to się stało, ale nie powiedzieli, że „staną okoniem", aby to się nie stało.

Wydaje się, iż Niemcy po pierwsze chcą grać wobec Rosji „dobrego policjanta", kiedy Amerykanie grają złego. Po drugie, patrzą na własne interesy ekonomiczne. Pełna wojna handlowa z Rosją oznaczałaby dla nich stratę, również spadek poziomu życia. Jedną z przewag konkurencyjnych Niemiec jest tani gaz z Rosji. Gdyby to miało się skończyć i gaz z Rosji zostałby zastąpiony droższym gazem LNG z Kataru, przewaga zostałaby zniwelowana. Z tym Niemcom nie po drodze.

Dlatego w mojej ocenie Niemcy prowadzą politykę solidarną z Zachodem, również z naszą częścią Europy, jednocześnie próbując działać suwerennie, aby jak najmniej stracić na potencjalnej wojnie handlowej z Rosją. 

 

Rozmawiał Karol Kubicki