Po wprowadzeniu embarga na polskie jabłka, rosyjscy urzędnicy przymierzają się do wprowadzenia zakazu importu polskich kwiatów. Tym razem powodem formalnym jest rzekoma obecność w polskich kwiatach niebezpiecznych dla rosyjskiej gospodarki pasożytów. – Planujemy w tym tygodniu wysłać do naszych kolegów, w krajach europejskich ostrzeżenie o możliwości wprowadzenia zakazu na wwóz kwiatów do Rosji – cytuje anonimowego urzędnika z Agencji Nadzoru Weterynaryjnego i Fitosanitarnego  agencja Ria Novosti. Nie trzeba nikogo przekonywać, że urząd ten jest narzędziem polityki zagranicznej Moskwy i  tego typu retorsja wobec Polski jest niczym innym jak próbą wywarcia nacisku politycznego na nasz kraj, w myśl zasady “kija i marchewki.” To Kreml i osobiście Władimir Putin jest zawsze ostatnim dysponentem takich sankcji.

Nie wiem jaka może być w tej sytuacji odpowiedź rządu Ewy Kopacz czyli koalicji PO-PSL – najbardziej uległego wobec Rosji tandemu ostatniej dekady. Rządu, który nie wyegzekwował od Rosji do dziś zwrotu będącego własnością państwa polskiego wraku Tupolewa i czarnych skrzynek. Mamy natomiast przekonanie, że skuteczną odpowiedzią zwykłych Polaków na rosyjski szantaż, powinien być powszechny bojkot konsumencki rosyjskich produktów i firm w Polsce. Tylko argumenty natury ekonomicznej wydają się w takiej sytuacji być najbardziej adekwatną odpowiedzią na decyzję Moskwy. Wet za wet.

Dlatego wzywamy do powszechnego bojkotu stacji paliw Lukoil wszystkich polskich kierowców, będących na wakacjach i podróżujących polskimi drogami. Siła nabywcza twojego portfela wzmocni polskie paliwa i pomoże w walce z propagandową stonką, która rzekomo mieszka teraz w polskich kwiatach.

Redakcja Fronda.pl