W niedzielę we Francji pierwsza tura wyborów regionalnych. Z tego powodu wprowadzono w całym kraju specjalne środki bezpieczeństwo - podaje "Polskie Radio".

Ludzie mają świeżo w pamięci zamachy z 13 listopada, w których zginęło 130 osób. Nastroje podsycają wiadomości zza Atlantyku o ataku w San Bernardino w Kalifornii.

Stąd mobilizacja tysięcy funkcjonariuszy policji i żandarmerii. W Paryżu spośród sześciuset piętnastu biur wyborczych około stu uznano za potencjalne cele ataków. Znajdują się one w pobliżu miejsc kultu bądź ośrodków kultury w dzielnicach będących widownią listopadowych aktów terroru. Merostwo Paryża na wzmocnienie środków bezpieczeństwa przeznaczyły sto tysięcy euro.

Zamachy mają także wpływ na nastroje polityczne. Popularność prezydenta Francois Hollande’a gwałtownie wzrosła w związku z jego postawą w obliczu tragedii, ale nie przekłada się to na dobre notowania przedwyborcze dla socjalistów.

Do rangi faworyta urośli kandydaci Frontu Narodowego - zwolennicy zamknięcia granic i rozprawy z imigracją. 

Partia ta jest ponadto jawnie prorosyjska i dąży do budowy w Europie porządku, który bynajmniej nie leży w polskim interesie. Choć zakrawa to na absurd, niestety z polskiej perspektywy lepiej, by Francją rządzili socjaliści, którzy respektują transatlantycki sojusz z USA, niż Front Narodowy, który nie dość, że nie kultywuje katolickiej tradycji, to chce jeszcze bardzo zbliżyć się do Putina.

kad/Polskie Radio/Fronda.pl