Wuj ten kupił prawa do kamienicy w 1945 roku – od oszustów. Jej współwłaścicielem został później mąż Gronkiewicz-Waltz. Tymczasem tak naprawdę kamienica należała do Żydów, a jeden z oszustów sfałszował ich pełnomocnictwa.
Jeszcze w 2006 roku Andrzej Waltz tłumaczył, że odziedziczył zaledwie 0,068 proc. udziałów w kamienicy. Tymczasem tygodnik „wSieci” podaje, że to aż 27 proc.
Sama prezydent Warszawy dopytywana o szczegóły przez „wSieci” nie chciała wiele powiedzieć.
„Nie mam żadnej wiedzy, żeby kamienica została komukolwiek ukradziona, a nie sądzę, by administracja Lecha Kaczyńskiego nie sprawdziła faktów przed wydaniem decyzji zwrotowej” – stwierdziła między innymi.
Gronkiewicz-Waltz oświadczyła później, że stawiane zarzuty nie dotyczą jej osobiście, ale „osób trzecich”. Oskarżyła też osoby, które nagłaśniają sprawę właśnie teraz, o chęć zbicia kapitału wyborczego.
„Uważamy takie tłumaczenia za niewystarczające. Oczekujemy, że prezydent stolicy europejskiego kraju i wiceprzewodnicząca rządzącej partii będzie politykiem kryształowo czystym, dążącym do wyjaśnienia wszystkich niejasności i zarzutów” – napisała „Gazeta Wyborcza”.
„Wyjaśnienie kulisów tej reprywatyzacji leży nie tylko w jej interesie, ale też w interesie podnoszenia standardów życia politycznego w Polsce” – dodaje dziennik.
bjad/gazeta.pl