Pisząc o określeniach „polskie obozy zagłady”, „polskie obozy koncentracyjne”, „polskie obozy śmierci” cały czas  zwracałem uwagę na bardzo nikłe, a dokładnie prawie żadne  zainteresowanie opinii publicznej. I w samych Niemczech, ale także w innych krajach, jak Belgii, Rosji, czy Norwegii, gdzie to się zdarzało w  tym roku.  Norwegowie przewrotnie i całkowicie (a może totalnie, jak mówi mało udana obecna opozycja) pomijając  prawdę  historyczną stwierdzali, że to nie jest błędne  wyrażenie. Bo chodzi o wzgląd geograficzny, czyli jak w Polsce, to „polskie”. Nic bardziej błędnego i takie próby omijania prawdy należy jak najszerzej tępić. Bo prawidłowo to „w Polsce okupowanej przez Niemców” , a tym samym to były „niemieckie obozy koncentracyjne”. Czyżby światli redaktorzy z zagranicznych pism i gazet o tym nie wiedzieli?  A  to taka sama „geograficzna filozofia”. Tyle, że zgodna z prawdą. I faktami. To ostatnie  nasunęło mi jeszcze  inną  myśl.  Skąd  właściwie te „polskie obozy koncentracyjne”? Szczególnie w Niemczech?  Czy to jest „przekręcanie” historii, gdy się i tak wie jak było naprawdę? Czy raczej  chodzi...o drażnienie  polskiej opinii publicznej.  Tak, o drażnienie i podejmowanie prób, ile ta polska opinia publiczna jest w stanie wytrzymać?  I czy w ogóle będzie reagować?  A może się zmęczy i przestanie?  A my i tak swoje.

Uważam, że w  ten sposób nie tylko w Niemczech, ale i w innych krajach tak naprawdę to chodzi o taką próbę  wytrzymałościową. Chyba, że jest jeszcze  gorzej.  To taka „wojna  hybrydowa” jaką  Rosja  prowadzi we  wschodniej Ukrainie.  Czyli nie  klasyczne starcia, ale  stosowanie rozmaitych technik.  I  to  dopiero ma stwarzać  całość, być  siłą  uderzeniową.  I tu też Niemcy  forsują  swoją politykę  historyczną, gdzie odpowiedzialność  chcieliby przerzucać na inne narody. A w kontekście  obozów  koncentracyjnych i zagłady Żydów: na Polskę.  Przecież to taka prosta filozofia.

Wręcz śmieszne i bardzo naiwne były tłumaczenia niemieckiego redaktora, które  słyszałem na własne uszy na sali sądowej w Niemczech, że ponieważ takie zwroty były w tekście francuskiej agencji prasowej z którą ZDF (II program niemieckiej telewizji publicznej)  stale  współpracuje i (!) uwaga jej ufa, to wstawili to na stronie internetowej stacji tak jak było.  Czyli nikt tego nie czytał przed „wrzuceniem” do sieci, ale nikt też nie czytał po „wrzuceniu”.  Skoro konieczna była interwencja polskiego ambasadora. Niemiecki  redaktor  dowodził w  sierpniu 2015 r. przed niemieckim sędzią w niemieckim mieście, iż  teksty (obojętnie skąd)  ot  tak się zamieszcza „jak leci”.  A my redaktorzy umywamy ręce.  Czy redaktor  upadł na głowę, czy  robi to celowo w ramach ustalonej polityki, czy działania mass-mediów?  Chyba nie ma żadnej wątpliwości, że  to drugie.

Nie łudźmy się. Na razie nie pomogą żadne  procesy sądowe, żadne  publikacje  piętnujące  takie haniebne zachowania zagranicznych  dziennikarzy i ich redakcji. Uwaga !  W  dalszym ciągu  tu i ówdzie (jak na przykład na Tajwanie, gdzie pojechał  były  prezydent Kwaśniewski i  albo  im za mało  tłumaczył, albo go nie słuchali , albo im nie zwrócił  uwagi, gdzie jest tu prawda historyczna) znów będą te określenia.. Bo wyjechał i  tamtejsza  gazeta napisała o...”polskich obozach koncentracyjnych”).  To, czy  Tajwan  chce  nam też  „dołożyć”, czy sami nie wiemy jak się  zachowywać, kontrolować co mówimy, i co najważniejsze żądać  autoryzacji  wypowiedzi? Prezydent Kwaśniewski, który też niegdyś  zajmował się  dziennikarstwem w odpowiedniej  chwili powinien sobie przypomnieć na czym polega  profesjonalizm.  By nie było tak, że  on wyjeżdża, a za nim ciągną się „dziennikarskie knoty”.

A może to hipokryzja i podwójne standardy ocen?  O czym mówi w  najnowszej „W  Sieci” (Nr 26 z dn. 27 czerwca 2016 r.) Magdalena Gawin, wiceminister kultury i generalna konserwator zabytków w rozmowie z Grzegorzem Górnym „Zacieranie pamięci”.  Na terenie byłego obozu koncentracyjnego w austriackim Gusen wjechały buldożery i zniszczyły dawny plac obozowy.  To nie zacieranie pamięci, a jej wyrywanie z korzeniami. Tak jak od ładnych paru lat trwają już próby  wyrwania z pamięci, że  to były „niemieckie  obozy koncentracyjne”, zakładane przez Niemców i w niemieckich mundurach.

Dlatego nie ma się co dziwić tym słowom:

-Zbrodnia Holokaustu to była wina państwa niemieckiego i narodu niemieckiego, który popierał władzę Adolfa Hitlera - powiedział w poniedziałek w Białymstoku prezes PiS Jarosław Kaczyński podczas obchodów 75. rocznicy spalenia przez Niemców Wielkiej Synagogi. Prezes PiS podkreślił, że „27 czerwca 1941 roku wojska niemieckie, które wkroczyły do Białegostoku, dopuściły się monstrualnej zbrodni – zamordowano około 2,5 tys. Żydów, około tysiąca spalono żywcem w synagodze”.

-Był to początek Holokaustu. Holokaust jako zaplanowana operacja nie był jeszcze wtedy ostatecznie postanowiony i rozpoczęty, ale ten akt można traktować jako pierwszy krok tej monstrualnej, niebywałej, ludobójczej zbrodni – zaznaczył.

Jak podkreślił, trzeba o tym pamiętać „także dlatego, żeby właściwie adresować to wszystko, co wiąże się z odpowiedzialnością, z winą”. – Bo to była wina państwa niemieckiego i wina narodu niemieckiego, który to państwo popierał, który popierał władzę Adolfa Hitlera. Popierał twardo aż do 1945 roku, mimo że przynajmniej od końca 1941 roku klęska Niemiec była przesądzona. Niemieckie elity nie potrafiły się zdobyć na żaden realny sprzeciw, nie potrafiły uczynić niczego nawet w obliczu oczywistej dla każdego racjonalnie myślącego człowieka klęski swojego państwa, swojego narodu – mówił lider PiS.

Według niego „mieliśmy tutaj do czynienia ze swojego rodzaju zbrodniczym, przerażającym opętaniem”.

-Musimy o tym mówić dlatego, że to jest ostrzeżenie dla całej ludzkości. To jest ostrzeżenie, o którym trzeba pamiętać dzisiaj, ale trzeba będzie pamiętać także za sto, dwieście, trzysta, pięćset czy tysiąc lat, bo ta zbrodnia była rzeczywiście niebywała. Musimy mówić o tym także i dlatego, żeby odpowiedzialność była właściwie adresowana, żeby odpowiedzialność nie była, jak to się dzisiaj próbuje czynić, dzielona – stwierdził prezes PiS.

Właśnie, dzielona. Z używaniem określeń „polskie obozy koncentracyjne”, to nie tylko owo „dzielenie odpowiedzialności”  i  wystawianie nas, naszej cierpliwości i rozwagi na próbę. To także naigrywanie się z samego Holokaustu. Czyli z największej zbrodni ze  wszystkich zbrodni. A na to już na pewno nikt nie powinien pozwalać.  Nie tylko sami Polacy.

28 sierpnia 2016 r. w TVP I w audycji Jana Pospieszalskiego wypowiadał się  Szewach Weiss, były ambasador Izraela w Polsce. Stwierdził, że  Niemcom w niemieckich mundurach najłatwiej było  organizować obozy koncentracyjne i mordować Żydów, gdyż tu było ich 3,5  mln i była najkrótsza droga  do ich transportu. Przyznam, że mając w głowie całą kampanię zagranicznych mediów w sprawie „polskich obozów koncentracyjnych”,  byłem wstrząśnięty.

Było to bowiem potwierdzenie, i to z ust człowieka, który dzięki Polakom został uratowany, tej hipokryzji i podwójnych standardów ocen, o których mówiła minister M. Gawin.

Glównie Niemcy prowadząc swoją kampanię, każą nam się skupić na tym określeniu „polskie obozy koncentracyjne”. Holokaust i własną odpowiedzialność chcą ukryć, by zaraz potem podzielić ją na inne narody. To taka metoda i długofalowe działanie.

Najmocniejszą bronią byłaby skoncentrowana polska polityka historyczna. Tak, skoncentrowana, bo rozproszone działania niewiele pomogą.  Co z tego, jak jej nie ma. Mimo, że któryś  raz podkreślamy to na portalu sdp.pl.

Andrzej Dramiński

Wiceprezes Zarządu Warmińsko-Mazurskiego Oddziału Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich w Olsztynie