Trzy tygodnie temu tygodnik "Wprost" napisał o przypadkach molestowania, jakich miał się dopuszczać jeden ze znanych dziennikarzy. "Nie ujawniliśmy ani nazwy stacji, ani nazwiska dziennikarza, który dopuszczał się tego procederu. Powód był jeden: ofiara się na to nie zgodziła" - napisano. Redaktorzy tygodnika napisali, że decyzja o publikacji materiału miała "zwrócić uwagę na problem". Chodziło również o to, by - jak czytamy - " ofiary poczuły, że nie są same" i "nabrały odwagi, żeby mówić". 

I dalej: "Z dnia na dzień obserwowaliśmy, jak istniejący wokół sprawy mur milczenia powoli się kruszy. Nazwisko sprawcy nieoficjalnie krążyło w warszawskich środowiskach medialnych od pierwszego dnia po naszej publikacji. Omenaa Mensah, jedna z gwiazd stacji, powiedziała publicznie, że wszyscy wiedzą, o kogo chodzi. Mimo licznych ataków medialnych na „Wprost” i źle pojętej solidarności zawodowej, ofiary stopniowo nabierały odwagi. Trzeba to wyraźnie powiedzieć: większość atakujących nas dziennikarzy doskonale wiedziała, że broni osoby dopuszczającej się molestowania i mobbingu. Prawda jest taka, że o sprawie mówiło się od dawna. 

Dziś, po kilku tygodniach badania sprawy, możemy już napisać, że przypadków molestowania i mobbingu dopuszczał się Kamil Durczok, szef „Faktów".

mm/Wprost.pl