Portal Fronda.pl: Opozycja po Brexicie ma chyba trudny orzech do zgryzienia. Nie za bardzo składa się przedstawiać problem Trybunału Konstytucyjnego jako wstrząsający fundamentami europejskiej praworządności, podczas gdy pojawił się problem nie tylko naprawdę poważny, ale i ogromny. Jak środowiska lewicowe mogą się w tym odnaleźć?

Marcin Wolski: Słyszałem wypowiedź jakiegoś prominentna jednej z partii opozycyjnych, który powiedział, że wszystkiemu winien jest Kaczyński, ponieważ on zachowuje się jak klasyczny piroman: najpierw podpala Europę, a potem próbuje gasić. To groteskowa próba obciążenia PiS odpowiedzialnością za Brexit. Można to, oczywiście, potraktować jako żart, ale w obliczu Brexitu główne nadzieje naszej opozycji na to, że Europa coś za nich załatwi i będzie mocno ingerować w polskie sprawy są – jak sądzę – w bliskiej perspektywie płonne. Mając tak rozpalone ognisko Europa nie będzie umierać za Trybunał Konstytucyjny. To w tej chwili stał się problem średniego planu.

Opozycja widzi, że Polacy zachowują w tej sytuacji zimną krew, a Waszczykowski i Szydło rozpoczęli ogromną ofensywę, na jaką Platformy nigdy nie było stać. Platforma mogła tylko pielgrzymować do Berlina i wspierać Angelę Merkel. To natomiast, że próbujemy coś montować, porozumiewać się, rodzi oczywiście ataki, ale to są takie ataki rytualne. Opozycja jest coraz bardziej pogubiona; wydaje mi się też, że ma pewną obawę przed ostrym atakowaniem, by nie narażać się społeczeństwu. Nie wiem też, czy w pewnym momencie nie zrozumie, że bardzo twarde działania powodują prosty i odwrotny względem zamierzonego skutek. Mówiłem niedawno w telewizji, że nie ma lepszego biura wyborczego Marine Le Pen, niż tandem Merkel-Hollande. Jeżeli rzeczywiście zaczną forsować koncepcję „supermocarstwa”, to pani Le Pen ma zwycięstwo wyborcze jak w banku.

Po Brexicie Jarosław Kaczyński i inni politycy Prawa i Sprawiedliwości dali zupełnie jasno do zrozumienia, że Polska musi pozostać w Unii Europejskiej. Mimo wszystko media lewicowe, jak choćby „Gazeta Wyborcza”, nadal straszą rzekomym wyjściem Polski z UE. Dlaczego środowiska te aż tak manipulują?

Demagogia żywi się lękami. Dla Polaków w tej chwili – bo trudno powiedzieć, jak będzie za pół roku – perspektywa wyjścia z Unii Europejskiej jest groźna, ludzie się tego boją. Jeżeli można więc doszyć taką łatę wrogom, to ją doszywają; to celowe i obrzydliwe działanie. Pozwala przy tym nie brać się za istotę sprawy, a więc to, co proponuje obecnie Prawo i Sprawiedliwość – reformę UE. My nie chcemy wychodzić z Unii, ale chcemy zaktywizować w niej swój udział, tak, by się rozwijać, by UE stała się bardziej przyjazna dla ogółu Europejczyków, nie będąc tylko taką monstrualną czapą w Brukseli.

Po Brexicie wielu zwłaszcza na prawicy obawia się dalszego zniemczenia Unii Europejskiej. Berlin ewidentnie chce – i może – wykorzystać wyjście Londynu z UE dla wzmocnienia swojej pozycji. Należy traktować to jako zagrożenie, czy raczej tak jak Radosław Sikorski wspierać niemieckie przywództwo w Unii?

Czytałem niedawno wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego, który uważa, że armia europejska czy europejski prezydent – to dobre pomysły. Wszystko zależy od tego, czy Europa ma być bardziej jak Stany Zjednoczone, czy może raczej jak Związek Radziecki. Proszę zwrócić uwagę, że zapędy unifikacyjne w UE wykraczają poza to, co jest obecnie w USA, gdzie każdy stan ma swoje prawodawstwo. Jeżeli Europa byłaby klubem ojczyzn, to wszystkie działania, które mogłyby ułatwić działalność tego klubu, są świetne i pożądane. Doskonale, jeżeli drużyna współpracuje na boisku; ale jeżeli trener chciałby mieszać się w pożycie małżeńskie poszczególnych piłkarzy lub meblowanie im domu? A do tego przecież zmierzają pomysły unifikacji UE. Jeżeli chce się narzucać styl życia, prawodawstwo… Cała ta propozycja – jak zresztą wszystkie pomysły lewaków – zakłada, że ludzie są ideałami. Natomiast istnieje możliwość, że centrum władzy opanuje idiota, demagog, szaleniec lub grupa takich ludzi – i wówczas będzie nieszczęście. Dlaczego Europa wygrała – na przykład - z Chinami? Europa była zawsze złożona z ogromnej ilości państw, które eksperymentowały i błądziły. Jeżeli w Europie jedno państwo popełniało błędy, to wykorzystywało to i naprawiało inne państwo. Jeżeli błąd z kolei popełniali Chińczycy, to waliła się dynastia, a państwo cofało się na kilka stuleci. Stworzenie ściśle zintegrowanej Europy to pozbycie się głównego waloru, jakim jest różnorodność i rozmaitość. Można tu przywołać dewizę Stanów Zjednoczonych – e pluribus unum, jedność w wielości. I to właśnie była Europa. Próba uregulowania problemu ślimaków, ryb, kartofli, bananów, związków homoseksualnych – nie! Europa nie powinna mieć w ogóle ciał zarządzających. Powinno być małe biuro przy szczycie przywódców - oraz agendy. Interpol – tak, jakaś agencja ds. zwalczania narkotyków – w porządku, agencja do ochrony granic – jak najbardziej. Ale nie tłumy urzędników, które po to, by udowodnić swoją przydatność, wymyślają jakieś brednie.