1. Na jednej z warszawskich ulic kilka dni temu byłem świadkiem wstrząsającej sceny.
Przede mna szła chodnikiem kobieta, nie wiem w jakim wieku, bo widziałem tylko jej plecy. Była niepełnosprawna, szła na podkurczonych jakims paraliżem nogach i głosno szurała butami po chodniku, w reku ściskała jakąś niewielka torbę.
Na przeciw tej kobiety, niemal całą szerokością chodnika, szło trzech młodych mężczyzn, ubranych w sportowe kurtki. Chłopy na schwał, jeden w drugiego po dwa metry wzrostu i po dobre sto dwadzieścia kilo żywej wagi. Z daleka słychac było ich głośny smiech, a gdy ta niepełnosprawna kobieta przeszła obok nich nagle odwócili się i przez dobrych kilka metrów szli za nią z podkurczonymi nogami, tak jak ona szurając butami i smiejąc się przy tym do rozpuku.
Kobieta skuliła sie jeszcze bardziej i skręciła w drzwi pobliskiej apteki.
2. Działo się to wszystko kilka metrów ode mnie. - To podłość śmiać się z niepełnosprawnego człowieka - powiedziałem głośno w ich stronę. Byli jednak tak rozbawieni, że nie usłyszeli, zresztą hałas samochodów i tramwajów zagluszył mój glos. Oddalali się ode mnie, wmieszani w tłum przechodniów. Miałem jeszcze odruch biec za nimi, zatrzymać ich i wygarnąć, co myślę o nikczemności ich zachowania. Niech na drugi raz się zastanowią...
I wtedy mój Anioł Stróż szepnął mi - daj spokój...
3. Dobiegłbym, szarpnął któregoś za rękaw i zatrzymał. Stanęłoby na przeciw mnie trzech potężnych drabów. Z zasady nie pękam i jak śpiewał Wysocki - obcy mi cykor, bliski gniew - ale raczej mało prawdopodobne, żeby ze spokojem przyjęli moje reprymendy. Bardzo natomiast możliwe, że dostałbym w pysk, a potem jeszcze poprawkę z kopa. Przechodnie zaś ominęliby mnie leżącego śpiesznym krokiem...
4. Załóżmy, że bym przeżył, a ci trzej dżentelmeni nie uciekliby, tylko zostali, albo w jakiś sposób przez policję namierzeni.
- Ten pan nas zaczepił, ubliżał, szarpał kolegę za kurtkę, więc kolega tego pana odepchnął i ten pan sie przewrócił - zeznawaliby zgodnie. Ich by zeznawało trzech, a ja sam, świadka żadnego bym nie miał, no bo kto by się zgłosił zeznawać przeciw trzem osiłkom w dresach...
Na paskach telewizyjnych pojawiłaby sie sensacyjna wiadomość - europoseł, były prezes NIK uczestniczył w bójce w centrum Warszawy. Tabloidy by sie rzuciły chetnie - europoseł wywołał burde, w chuliganski sposób zaatakował trzech młodych ludzi. Na szpaltach zaś królowałaby moja obandażowana gęba.
I trwałyby spekulacje, że Wojciechowski na trzeźwo by sie raczej nie awanturował, pewnie sie napił z rana, tylko mu krwi nie zbadali, bo się schował się za immunitet. Tym poliyykom to już wszystko wolno, nawet chlać i awantury urządzać za nasze pieniądze.
5. Sprawą zajęłaby się stołeczna prokuratura, a ta już ma, oj ma ze mnaą porachunki. Całkiem niedawno robiłem jej koło pióra, że chłopak spadł i się zabił z ruchomych schodów w "Złotych Tarasach", a oni śledztwo tak prowadzili, jakby nie człowiek, tylko doniczka spadła. Nawet eksperyzy technicznej schodów nie zrobili.
Wcześniej zaś publicznie łajałem ich w telewizji, że nic nie robią w sprawie morderstwa na sprzewaczyni, zatłuczonej łomem w sklepie na Pradze. Nie chciało im sie ścigac morderców kobiety, w której domu pozostała na wózku niepełnosprawna córka, dla której ta matka była jedyną opiekunką i ostoją.
Miałbym za swoje, jak miał niegdyś eurpooseł Tomczak, który w obronie ludzi naraził się policji i prokuraturze, aż urządzili mu prowokację i oskarzyli o znieważenie policjantów. Dwanaście lat procesem go męczyli i choć nie skazali (bo go wybroniłem) to karierę polityczna mu złamali.
Ja też ani chybi po wyjściu ze szpitala miałbym wniosek o uchylenie immunitetu za udział w bójce, może nawet z pobudek chuligańskich.
I nie miałbym na swoja obrone nic, ani świadka, ani odrobiny społecznego zrozumienia. Jeszcze by sie ze mnie wszyscy śmieli, ze sie jakąś mityczną niepełnosprawna kobieta zastawiam, której nikt nie widział - wstyd! Prokurator zaś napisałby, ze to moja wykrętna linia obrony i próba usprawiedliwienia agresywnego zachowania, którego nic nie usprawiedliwia.
Zrzekłbym sie sam immunimetu, bo inaczej nie wypada, a potem zasłaniając gazetą twarz przed błyskającymi fleszami stanąłbym przed sądem.
A sąd, na widok pisowskiego polityka, w dodatku takiego, co to nie raz sądy krytykował, byłby, oj byłby rozgrzany...
A wy, szanowni Czytelnicy, przecież też zrobilibyście ze mnie wiatrak, zanim by mi blogów nie skasowali, bo jak tu trzymać na portalu blog byłego polityka, a obecnie chuligana.
6. Uff! W sumie nic się nie stało, Polacy, nic sie nie stało!
Szedercy poszli w swoją stronę, być może szydzić z następnych kalek. Wyśmiewana kobieta schowała się do apteki, może tam otarła swoje łzy. Ja też odszedłem, i za parę minut schowałem się w bezpiecznym Sejmie.
7. Aniele Boży, stróżu mój, ty zwsze przy mnie stój. Dzięki Tobie jestem cały, zdrów i nadal sądownie niekarany.
Moralnie tylko jest obita moja dusza...