Teraz już oskarża nie Macierewicz, nie jakiś "zaczadzony rusofobią" inny polityk PiS. To mówi Pani Szmajdzińska, smoleńska wdowa po polityku lewicy, dziś sama będąca lewicową posłanką, a przecież polskiej lewicy spod znaku SLD ani rusofobii, ani tuskofobii w żaden sposób przypisać się nie da.

Coś pękło, coś się zmieniło. Kłamstwo smoleńskie, które jeszcze niedawno było w nieustannym ataku i śmiało się prawdzie w twarz, dziś zaczyna uciekać na coraz krótszych nogach.

Jak domek z kart rozpadają się główne bastiony tego kłamstwa, w tym ten największy - to oszczercze i dla pamięci ofiary wręcz zbrodnicze oskarżenie - o naciskach na załogę pijanego generała Błasika. Oszczercy rozpoznali jego głos - ale kto konkretnie rozpoznał i po czym - tajemnica!

I jeszcze brną w bzdury, choć coraz bardziej cicho i niewyraźnie, że w kokpicie byli wszyscy, tylko pilota w nim nie było.

Upada "kłamstwo brzozowe", już się sypią z niego wióry. Ekspertyzie prof. Biniendy i dr. Nowaczyka nie zostało przeciwstawione nic. Nic! Nie ma żadnej kontrekspertyzy, nikt nie wychodzi i nie mówi - jestem profesorem fizyki z takiej oto katedry, jestem profesorem wytrzymałości materiałów z tego oto instytutu, badalismy brzozę, badalismy skrzydło, obliczyliśmy - tu napięcie, tam naprężenie, tam kąt natarcia - zgadza się, Rosjanie mają rację, brzoza strąciła ten samolot!

Ale nikt taki nie staje i nie mówi. Komisja Millera winę brzozy ustaliła większością głosów. Nie słyszałem, żeby jakis polski ekspert drabinę do brzozy przystawił, farbę lotniczą zeskrobał i w laboratorium ustalił, że to z naszego tupolewa.

Miało nie być żadnej winy BOR, a tymczasem, zarówno ze śledztwa prokuratury, jak i z wstępnych ustaleń kontroli NIK (prowadzonej z mojej inspiracji), wynika, że w miejscu, gdzie ginął polski prezydent, BOR nie było. Prezydentowi Kwaśniewskiemu sprawdzali w Smoleńsku wszystko, podobno nawet pas kazali Rosjanom betonować na lotnisku (okazuje się, że można od Rosjan skutecznie czegoś żądać, jeśli się chce i wcale to wojną nie grozi).

Na Prezydenta Kaczyńskiego czekał w Smoleńsku jeden kierowca...

A Prezydent Komorowski nagrodził szefa BOR generalskim szlifem.

Wobec wstrząsającego oskarżenia pani Szmajdzińskiej, jej partyjny kolega Marek Siwiec próbował je sprowadzić do wymiaru skargi poszkodowanej osoby. Słusznie mu wytknął Kurski, ze poszkodowany to ktoś, komu ukradziono rower.

Zresztą o niejeden ukradziony rower dochodzenie jest bardziej profesjonalne i staranne niż śledztwo o rozbity w Smoleńsku samolot, w którym zginął Prezydent Rzeczypospolitej i wielu innych najwyższych funkcjonariuszy państwa polskiego. Tego państwa, które dziś nie potrafi, a może nie chce dotrzeć do wiedzy o tym, co naprawdę się stało w smoleńskiej mgle.

Kłamstwo smoleńskie ucieka na coraz krótszych nogach i potyka się o własne błędy. Ale prawda je dogoni.

Może nawet dogoni je prawda i sprawiedliwość. 

 

eMBe/Salon24.pl