Do niedawna trudno było się spodziewać, że na stanowisku premiera zobaczymy osobę mniej przygotowaną do pełnienia swojej funkcji niż Donald Tusk. Okazało się jednak, iż kadry Platformy Obywatelskiej posiadają pod tym względem nieprzebrane zasoby. Wszystko wskazuje na to, że zaprzysiężona wczoraj Rada Ministrów zepchnie poprzedni rząd na drugie miejsce w kategorii najgorszej władzy w Polsce po 1989 r.

Po pierwsze, tak jak w przypadku rządu Donalda Tuska, ministrowie nie zostali przez nową premier dobrani pod kątem swoich kwalifikacji, tylko rozgrywek partyjnych. Poprzedni szef rządu, mając w swojej partii pozycję niekwestionowanego lidera, uczynił z nominacji ministerialnych przede wszystkim narzędzie wzmacniania jednych środowisk w Platformie kosztem drugich. Natomiast w przypadku rządu słabej Ewy Kopacz mamy do czynienia ze skrajnie daleko idącym budowaniem równowagi między partyjnymi koteriami w ramach Rady Ministrów.

Co Grzegorz Schetyna wie o dyplomacji? Jakie przygotowanie do nadzorowania wielomilionowych przetargów w Ministerstwie Administracji i Cyfryzacji ma Andrzej Halicki? Co resortowi sprawiedliwości może zaoferować Cezary Grabarczyk? W historii III Rzeczpospolitej nie było jeszcze rządu w tak oczywisty sposób nastawionego nie na realizację polityki państwa, tylko na godzenie partyjnych frakcji.

Najsłabszym elementem nowego gabinetu jest sama premier, której brakuje zarówno kwalifikacji intelektualnych jak i predyspozycji moralnych do pełnienia tak ważnej funkcji państwowej. Wszyscy zapamiętamy Ewę Kopacz przede wszystkim jako kłamcę smoleńskiego, który przed polskim parlamentem kilka dni po tragedii łgał o „rozkopaniu ziemi na metr w głąb”. Posadzenie w fotelu szefa rządu tak słabej byłej minister zdrowia, podczas gdy sytuacja międzynarodowa oraz polska polityka wewnętrzna stają się coraz bardziej skomplikowane, jest ruchem całkowicie niezrozumiałym z punktu widzenia racji stanu.

Najbardziej pesymistycznym akcentem tej sprawy pozostaje szeroko komentowana wypowiedź nowej premier o dostawach broni na Ukrainę. Metafora Ewy Kopacz przedstawiająca ją jako kobietę, która chowa się przed agresorem w zamkniętym na klucz domu dowodzi, iż nowa szef rządu nie ma pojęcia o polityce międzynarodowej. Premier Kopacz w tandemie z prezydentem Komorowskim i Grzegorzem Schetyną będzie prawdopodobnie prowadzić dla Polski karykaturę polityki zagranicznej.

Jeśli chcielibyśmy jednak spróbować wyciągnąć wnioski polityczne z tych słów, musielibyśmy popaść w jeszcze gorszy nastrój. Ewa Kopacz zapowiedziała obronę statusu Polski jako przedmiotu gry innych państw, który „wywalczył” dla nas poprzedni premier. Ewentualna pomoc dla Ukrainy ma nie być decyzją Polski, tylko „wielkiej europejskiej rodziny”, co oznacza pełne podporządkowanie linii politycznej innych stolic Unii. Przypomnę, że kraj decyzyjny w ramach „europejskiej rodziny” przeważnie jedynie w retoryce jest przyjazny suwerenności Kijowa.

Donald Tusk w trakcie swoich rządów zniszczył budowane z takim trudem przez śp. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego relacje z państwami naszego regionu, sprowadził Polskę do roli posłusznego wykonawcy poleceń Niemiec, pozbawił nas resztek armii i robił wszystko, by Polska w dalszym ciągu była uzależniona od dostaw rosyjskiego gazu. Niestety, nadchodzące rządy Ewy Kopacz zapowiadają kontynuację tej polityki w jej jeszcze bardziej karykaturalnym wymiarze.

Wojciech Jasiński/Salon24.pl