Dzisiaj ten wykładowca, promujący najskrajniejsze postulaty ideologii gender, jest ministrem w rządzie koalicji PO-PSL, odpowiadającym za „równość kobiet i mężczyzn” i szeroko rozumiane kwestie obyczajowe. Oznacza to, że wszelkie poglądy przez nią wypowiadane w tym obszarze możemy traktować jako zbliżone do stanowiska rządu.

Afera, która rozpętała się po upublicznieniu słów prof. Małgorzaty Fuszary z 2012 r., staje się papierkiem lakmusowym dla poglądów nowego kierownictwa Platformy Obywatelskiej. Okazuje się, że rząd Ewy Kopacz w swojej wizji państwa skręca jeszcze radykalniej w lewo, niż w czasach gdy szefem władzy wykonawczej był Donald Tusk. Fakt, iż pomimo udostępnienia opinii publicznej skandalicznego wystąpienia prof. Fuszary pozostaje ona na swoim stanowisku dowodzi, że dla premier Kopacz takie poglądy nie są niczym szokującym.

Prof. Fuszara na wspomnianej konferencji referowała toczącą się na Zachodzie dyskusję na temat związków kazirodczych. Wydźwięk tej jednostronnej debaty jest jednoznaczny – w Europie Zachodniej zachodzą „korzystne” zmiany obyczajowe, do których Polacy jeszcze „nie dorośli”, nad czym należy „ubolewać”. Nie zmieni tego nawet fakt, że media głównego nurtu podjęły próbę odwrócenia sytuacji i sprowadzenia zarzutów Prawa i Sprawiedliwości do absurdu.

Świetnie wpisuje się to również w tezy Konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet, tak nachalnie lansowanej przez Małgorzatę Fuszarę. Przypomnę, że główne założenie tej umowy międzynarodowej to stosowanie przez państwo-stronę:

koniecznych środków, aby promować zmiany w społecznych i kulturowych wzorów zachowań kobiet i mężczyzn, w celu wykorzenienia uprzedzeń, zwyczajów, tradycji i wszelkich innych praktyk opartych na pojęciu niższości kobiet lub na stereotypowych rolach kobiet i mężczyzn”

- co jest niezgodne z polską Konstytucją, gwarantującą bezstronność ideologiczną instytucji państwowych.

Dyskusja nad problematyką legalizacji kazirodztwa może się wydawać tak absurdalna, że samo zwracanie uwagi na tego typu bzdurne wypowiedzi jest pozbawione sensu. Niestety, jeśli nie podejmiemy polemiki z tym punktem widzenia, możemy doprowadzić do przyzwyczajania się społeczeństwa do tego typu poglądów, tak jak to ma stopniowo miejsce z pomysłami na rejestrację związków homoseksualnych.

Za każdym razem, gdy w debacie publicznej pojawiają się takie pomysły, musimy na nie zdecydowanie odpowiadać i w prosty sposób wykazywać ich absurdalność. Szczególnie, gdy głosi je urzędnik państwowy opracowujący linię rządu w kwestiach małżeństwa, rodziny oraz równości płci.

Wojciech Jasiński/Salon24.pl