"Gość Niedzielny" rozpoczął akcję "Twój brzuch - moja sprawa" - chodzi o duchową adopcję dziecka poczętego - modlitwę za nie i za jego matkę, która rozważa czy zabić, czy donosić. Jazgot po stronie "Wyborczej" straszny, że ciemnota, fanatyzm, "durne ludzie", uspokajają swoje sumienie, zamiast konkretnie pomóc, bo modlitwa nic nie pomoże...

Gdyby modlitwa nie pomagała, wówczas strona "Wyborcza" by nie jazgotała przeciwko tej akcji, prawda? Jazgot przeciwko czemuś czego nie ma, nie miałby sensu - szkoda energii, papieru, szkoda jazgotu. Warto zwracać uwagę na takie rzeczy. Co przeciwnika wkurza, co go rozjusza, gdzie kieruje energię i środki, co i kogo zwalcza, co chce zniszczyć lub zbrukać. Jazgot "Wyborczej" w tym przypadku pozwala wybrać właściwie i stanąć po dobrej stronie. Jazgot "Wyborczej" jest w pewnym sensie drogowskazem, znakiem.

Adoptowałem dzieci nienarodzone kilkukrotnie. To proste - jedna mała modlitwa w porannym pacierzu codziennie przez 9 miesięcy. Znam ich daty urodzenia, bo zapisuję je sobie w książeczce do nabożeństwa. W dniu narodzin jednego niewiniątka natychmiast adoptuję następne i...

...Nawet gdyby jazgot na temat nieskuteczności tej formy pomocy bliźniemu był prawdą, to czy nie jest działaniem dobrym podejmowanie KAŻDEJ nawet nieskutecznej próby ratowania drugiego człowieka przed zabiciem? Czy "Wyborcza" uważa, że próbować warto tylko wówczas, gdy ma się gwarancję sukcesu? Hm... Kiedy myśli się w taki sposób, wówczas rózne bohaterskie i moim zdaniem potrzebne czyny człowieka tracą sens. Na przykład dwa Powstania - jedno Warszawskie, a drugie w Gettcie.

Wojciech Cejrowski