Manewry Wostok-2018, największe ćwiczenia wojskowe na terytorium Federacji Rosyjskiej od lat 80. Blisko 300 tysięcy żołnierzy i kilka tysięcy sztuk sprzętu wojskowego. Czy Europa może obawiać się rosyjskiej siły? Czy Putin daje znak Europie? I czy prognozy o wchłonięciu Białorusi mogą okazać się prawdziwe? Odpowiedzi na pytania szukamy z Witoldem Juraszem prezesem Ośrodka Analiz Strategicznych.

Marcin Jan Orłowski, Fronda.pl: Europa z niepokojem obserwuje manewry Wostok-2018. Publicyści i eksperci tworzą dziesiątki teorii, z których kilka można uznać za fatalny scenariusz dla Europy. Czy faktycznie Władimir Putin pokazuje zachodowi, iż powinien się obawiać Rosyjskiej siły?

Witold Jurasz, prezes Ośrodka Analiz Strategicznych: Przede wszystkim w sprawie Wostok-2018 należy zwrócić uwagę na 3 elementy.

Pierwszy to fakt, iż Rosjanie ćwiczą, przede wszystkim, siły powietrzno-desantowe. Próbowany jest przerzut wojsk na dużą odległość, a to może wskazywać, że mimo militarnie słabszej kondycji od NATO, to jednak Rosjanie są w stanie w krótkim czasie postawić znaczne siły do boju. To jest bardzo niebezpieczne.

Ja z szacunkiem podchodzę do tego, co udało się zrobić generalicji rosyjskiej z własną armią. Wystarczy przypomnieć sobie wojnę w Czeczenii czy też Gruzji, to okazuje się, że Rosjanie byli w stanie stworzyć realnie działającą machinę wojenną. Zrobili to przez twarde reformy oraz manewry, które w odróżnieniu od Polski, są manewrami, których się nie zapowiada.

Bardzo bym chciał, żeby w Polsce przeprowadzono manewry na takiej zasadzie, że daną jednostkę wojskową informuje się, iż ma być następnego dnia o godzinie 16:00 w stanie gotowości bojowej. Wówczas można by zobaczyć, czym faktycznie dysponujemy. Tak się niestety u nas nie robi.

Trzeci element to fakt, iż korpus oficerski w Rosji jest dobrze opłacany. Jest wierny reżimowi i zadowolony z obecnej sytuacji. Różni się jednak znacząco od korpusu Armii Czerwonej tym, że nie niosą za sobą traumy II Wojny Światowej. Sowiecka generalicja w gruncie rzeczy nie chciała wojny. To są w większości młodzi ludzie, którzy są gotowi do działania.

Ta kombinacja wysokiego stopnia gotowości bojowej w połączeniu z "brawurą" korpusu oficerskiego tworzy bardzo niebezpieczną mieszankę. Ja nie twierdzę, że Kreml chce wybuchu wojny. Ja się obawiam wojny, która wybuchnie z przypadku.

Wielu specjalistów w tematyce wschodniej, w ramach Wostok-2018, kreuje tezę o bardzo "smutnej" przyszłości Białorusi. Mówi się, iż dni prezydenta Łukaszenki są w zasadzie policzone, a Białoruś stanie się elementem Federacji Rosyjskiej, chociażby na zasadach podobnych jak Krym. Czy Pana zdaniem faktycznie los Białorusi jest przesądzony?

Faktycznie, tak mówi wielu "specjalistów", zapominając jednocześnie, że alternatywą dla Łukaszenki nie jest inny prezydent, który byłby prozachodnią. Łukaszenka może stracić urząd na rzecz prezydenta prorosyjskiego.

Taka alternatywa istniała zawsze, a nie taka, jak wskazują "eksperci".

Czy Białoruś faktycznie jest potrzebna? Przede wszystkim warto spojrzeć nie na aspekt wojskowy, a ekonomiczny. Rosyjska gospodarka zaczyna znacząco dołować, na to składają się sankcje, ale nie tylko. Do tego dokłada się powszechna korupcja, niskie ceny surowców oraz po prostu złe zarządzanie. To wszystko powoduje, że sytuacja gospodarcza staje się coraz gorsza.

Fakt, iż kondycja gospodarki jest zła widać, chociażby po wycofywaniu się Kremla z najbardziej kosztowych programów zbrojeniowych np. odkładanie w czasie budowy czołgów T14 "Armata".

Oprócz tego władze są zmuszone do wydłużenia wieku emerytalnego, a to wywołuje protesty. W związku z tym należy zastosować zasadę, że jeśli "nie ma chleba, potrzebne są igrzyska".

W ramach "igrzysk" można napaść na jakiś kraj, ale to spowoduje kolejne sankcje. Dlatego też połączenie z Białorusią, bądź wchłonięcie tego państwa można by "sprzedać" jako wielki propagandowy triumf. Sądzę jednak, że zdecydowanie nie chce tego Aleksander Łukaszenka, ani też Białoruska elita władzy.

A co jeśli faktycznie Białoruś zostałaby częścią Federacji Rosyjskiej? Czy Polska mogłaby jakoś zareagować?

Ja od pewnego czasu bardzo kibicuję państwowości Białoruskiej i bardzo wspieram Białorusinów. Natomiast, gdyby ten kraj przestał istnieć jako niezależne państwo to w Polsce osoby, które od 20 lat zajmują się Białorusią natychmiast założyłyby komitety "Wolna Białoruś".

Mówię to ze smutkiem. Bo wiem, że te osoby nadal "tworzyłyby politykę wschodnią" nakierowaną na Białoruś. Odbierałyby z tego tytułu różnego rodzaju granty i po prostu dobrze z tego żyły.

W tym przypadku przypomina mi się fragment Kabaretu pod Egidą, kiedy to Jan Pietrzak mówi, że Arabowie z organizacji "Wyzwolenia Plasteliny", ma oczywiście na myśli Palestynę, wyzwalają nasze panienki z uprzedzeń rasowych w Hotelu Victoria. Faktycznie, tak było, działacze pobudowali sobie wille za środki na "wyzwalanie Palestyny".

Ja ma takie wrażenie, że niektórzy działacze już też pobudowali sobie domy ze środków na "walkę o wolną Białoruś".

Dziękuję za rozmowę.