W Sztokholmie zginęły 3 osoby. Szkoda tych niewinnych ludzi i ich rodzin. Warto jednak pamiętać, że terroryzm to nic innego jak "zbrojna propaganda" (jak określił go bodaj lider Frakcji Czerwonej Armii Andreas Baader).

Dla sukcesu terrorystów potrzebny jest akt terroru i odpowiednia - najlepiej przesadna i histeryczna - reakcja tych, na których owa propaganda ma mieć wpływ. Każdy, kto reaguje tak, jak chcą tego terroryści staje się ich pudłem rezonansowym, czyli de facto sojusznikiem.

A skoro tak, to warto uświadomić sobie, że:
1. w latach 70 w Europie w aktach terroru ginęło więcej, a nie mniej ludzi;
2. biorąc pod uwagę ilość muzułmanów w Europie tudzież skalę radykalizacji dochodzi do w gruncie rzeczy niewielu zamachów - ergo służby specjalne działają sprawnie;
3. w ten weekend na naszych drogach zginie więcej ludzi niż dziś w Sztokholmie.

Jakkolwiek więc źle to zabrzmi to pamiętajmy, że w Sztokholmie nie zginęły "aż" a "tylko" 3 osoby. "Tylko", bo jeśli będziemy mówić "aż" to przy kolejnym, większym zamachu, zabraknie nam skali. A do kolejnych zamachów dojdzie. To jest akurat pewne, a nasz wpływ na to - znikomy. Pewności nie ma co do innej sprawy - tego, czy cele terrorystów zostaną osiągnięte. Na to jednak mamy duży wpływ, reagując rozsądnie, lub też histerycznie.

Europa nie kończyła się, gdy lewaccy (i - jak słusznie zwrócił mi uwagę Remik Okraska prawaccy) terroryści podkładali bomby i nie kończy się teraz, gdy dżihadyści wjeżdżają ciężarówkami w tłum.

Witold Jurasz

źródło: facebook