Co oznacza wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich w USA dla Stanów Zjednoczonych, świata, a przede wszystkim dla Polski? Rozmawiamy na ten temat z Witoldem Juraszem, prezesem Ośrodka Analiz Strategicznych.

 

Już nie pytamy, co by było, gdyby Donald Trump wygrał wybory w USA, ale co będzie po jego wygranej. Co się może teraz wydarzyć?

Problem w tym, że nikt nie wie, co się zdarzy, dlatego że Donald Trump jest nieprzewidywalny, a jego zespół doradców to niemal enigma. W najlepszym przypadku nie zmieni się nic. Jest to oczywiście możliwe, ale nie przesądzone. Po raz pierwszy bowiem mamy do czynienia z sytuacją, w której wysocy rangą urzędnicy z Białego Domu, czy Departamentu Stanu z Waszyngtonu często dają do zrozumienia, że nie będą chcieli służyć pod Donaldem Trumpem, a Donald Trump nie będzie chciał ich. Mówią to ludzie, którzy byli wielkimi zwolennikami poszerzenia NATO o byłe państwa członkowskie Układu Warszawskiego.

Co z tego wynika?

W scenariuszu negatywnym, który może mieć miejsce, zrealizowane zostaną przynajmniej niektóre zapowiedzi sztabowców i doradców Donalda Trumpa. Ci doradcy wyrażali zrozumienie dla rosyjskich interesów i racji. To byłby bardzo zły scenariusz, to byłby scenariusz, w którym Donald Trump robiłby dokładnie to samo, co robił jako biznesmen, czyli układałby się z wielkimi, nie zważając na mniejszych. A dodam, że jako Polska należymy do tych mniejszych, co o dziwo nie dla wszystkich jest oczywiste.

Dla niektórych, czyli dla…?

Nie da się uniknąć konstatacji daleko idącej aberracji intelektualnej części polskiej elity politycznej. Nie było oczywiście prawdą, że jesteśmy ”brzydką panną na wydaniu”, ale nie jest też prawdą, że znaczymy tyle, ile chce druga strona sporu. Zupełnie zaś absurdalne jest, gdy Trumpowi kibicuje prawica odwołująca się do dziedzictwa Romana Dmowskiego. Ta część prawicy zapomina, że Dmowski mówił „Jestem Polakiem, więc mam obowiązki polskie”. Szkoda, że nadwiślańscy fani Donalda Trumpa nie myślą w polskich kategoriach. Szkoda, że interes narodowy jest dla nich mniej ważny od racji ideologicznych czy religijnych. Jak widać, ludzie mają różne priorytety. Dla mnie osobiście interes RP jest najważniejszy, dla niektórych wyraźnie jest rzeczą drugorzędną, mimo że deklarują, że jest rzeczą pierwszorzędną. Wystarczy spojrzeć na entuzjazm w rosyjskich mediach, żeby dostrzec, że my cieszyć się nie powinniśmy, ale niektórzy w Polsce tego nie dostrzegają.

Jakie relacje dyplomatyczne mogą nas teraz łączyć z administracją nowego prezydenta USA?

Powinny – zupełnie normalne. Ja, gdy wypowiadam się o Trumpie krytycznie, robię to, bo nie jestem ani politykiem, ani urzędnikiem, ani tym bardzie dyplomatą. Gdybym był, miałbym już przetarte ścieki do otoczenia Trumpa. Nie rozumiem skądinąd sytuacji, gdy minister Witold Waszczykowski otwarcie mówi, że nie mamy kontaktów z otoczeniem Trumpa i że „podobno są jacyś ludzie z Polonii w jego otoczeniu i trzeba będzie uruchomić kontakty”. Jeżeli szef MSZ mówi „podobno”, to ja pytam, jak to możliwe, że używa takiego słowa? Jak to możliwe, że nie zna tych ludzi z Polonii z otoczenia Trumpa? Polska dyplomacja powinna znać tych sztabowców, a tak nie jest. W tej chwili polska ambasada w Waszyngtonie nie jest obsadzona. Człowiek wybrany na to stanowisko jest tyleż zacny i przemiły, co kompletnie niedoświadczony, bo nigdy w życiu nie zajmował się polityką zagraniczną. Ale skoro już go wybrano, powinien być w USA, a nie jest.

Nie rysuje się tu pozytywny obraz jak na początek budowania relacji z Trumpem…

Jest nawet jeszcze gorzej. Pojawiły się informacje, że parę miesięcy temu do Warszawy przyjechał wysłannik Donalda Trumpa, ale został w znacznym stopniu zignorowany. Innymi słowy prawicowemu ludowi politycznemu dawano do zrozumienia, że polska prawica lubi Trumpa, a w rzeczywistości grano na Clinton to tego stopnia, że zaniedbano relacje z republikanami. W efekcie relacje zaczynamy budować dopiero teraz, kiedy Trump niestety zapewne wygrał.

Obraz, który się tu buduje, brzmi dość apokaliptycznie. Jak Pan ocenia szanse na to, że ten czarny scenariusz się zrealizuje? Jakie są szanse na realizację bardziej optymistycznej wersji, według której szumne zapowiedzi Trumpa z kampanii pozostaną jedynie zapowiedziami?

Stany Zjednoczone zawsze były silne systemem checks and balances. W USA zawsze wielka była też siła administracji, dyplomacji, czy Pentagonu, które miały zdolność moderowania i dokonywania korekty kursu zapowiadanego przez prezydenta - elekta. Problem polega na tym, że po raz pierwszy w historii mamy do czynienia z sytuacją, że nikt włącznie ze mną i amerykańskimi politologami nie wie, co się wydarzy. Mam wrażenie, że moment, w którym człowiek zostaje prezydentem USA, czyli najpotężniejszym człowiekiem na świecie jest psychologicznie przełomowy dla każdego i daj Boże, żeby Donald Trump okazał się wybitnym prezydentem. Tyle, że wybitnym, to nie znaczy dobrym z punktu widzenia interesów Polski. Mamy zwyczaj patrzenia z bardzo polonocentrycznego punktu widzenia, a przecież Trump nie będzie realizował polskich interesów, przede wszystkim będzie realizował interesy amerykańskie. One mogą być zbieżne z naszymi, ale wcale nie muszą.

Co dokładnie może się zmienić teraz w polityce USA np. w kontekście relacji Stanów Zjednoczonych z NATO?

Stany Zjednoczone również za prezydentury Baracka Obamy, który podjął decyzję o wzmocnieniu wschodniej flanki NATO, dbały równocześnie o relacje z Rosją, dlatego że Rosja jest lub może być USA potrzebna. Wielcy tego świata nigdy zresztą nie palą mostów. Pytanie, w jakim kierunku to wszystko pójdzie. W Polsce pokutuje mit, że Republikanie są dla nas zawsze lepsi od Demokratów. Opiera się on na pamięci o Ronaldzie Reaganie. Warto jednak przypomnieć, że strategię powstrzymywania komunizmu rozpoczął demokrata Harry Truman, niezwykle twardo ją realizowali John F. Kennedy i Lyndon Johnson, to Jimmy Carter zmienił doktrynę atomową – wprowadzając słynną dyrektywę 59, tenże Jimmy Carter doprowadził do uznania przez Sowietów kwestii praw człowieka, wreszcie demokrata Bill Clinton podjął decyzję o rozszerzeniu NATO. Toteż zanim wyrazimy entuzjazm z wygranej republikanina, warto poznać trochę historii.

Dziękujemy za rozmowę