- Walka o otwarcie dostępu do rynku pracy to jest właśnie walka o wolność, równość i konkurencję. Plusy to oczywiście większa ilość miejsc pracy, większa liczba osób, które mogą wykonywać określony zawód i większa konkurencja między przedstawicielami takiego zawodu na rynku pracy. Deregulacja powoduje niższe ceny dla usługobiorców. To również większa szansa na niewykorzystywanie czyjejś pracy z tego powodu, że tylko pracodawca ma do niej uprawnienie. Jest to również szansa wyprowadzenia wielu osób z szarej strefy. Trzeba się do takiej wolności przyzwyczaić. Otwarcie zawodów, zmniejsza też koszty funkcjonowania państwa.

 

Czy są tu minusy? Ci urzędnicy, którzy zajmowali się dopuszczaniem do zawodów reglamentowanych poprzez egzaminowanie czy certyfikowanie, którzy żyli z tego, że faktycznie pobierali haracz aby dopuścić kogoś do zawodu - stracą swoją pracę. Chyba, że będą faktycznie szkolili, realnie doskonalili w zawodach.

 

Na koniec podam przykład: jakby to było, gdyby to nie wyborcy, a posłowie sami decydowali, kto zostanie posłem? To się właśnie zmieniło – podkreśla Wipler.