Marta Brzezińska: Byłeś w sobotę w Wilnie na manifestacji w obronie litewskich szkół. Prasa pisała o tym wydarzeniu, jak o jakimś najeździe nacjonalistycznych bojówek i osobników „nacjonalistycznym wyglądem oraz symboliką patriotyczną przypominających stereotyp nacjonalisty”. Jak to w rzeczywistości wyglądało?

 

Robert Winnicki: W organizowanym przez nas wyjeździe na Litwę wzięło udział pięćdziesiąt osób, głównie studentów, trudno powiedzieć, żeby to była jakaś nacjonalistyczna bojówka. Pojechało z nami troje dziennikarzy – dwie reporterki z Polski i jeden litewski dziennikarz, który opisał wyprawę na jednym z portali. Bardzo dobrze przyjęła nas tamtejsza polska młodzież, która oprowadzała nas po Wilnie, a z którą serdecznie się zaprzyjaźniliśmy.

 

Sami organizatorzy protestu na początku trochę obawiali się przyjazdu ze względu na propagandę mediów, zarówno polskich, jak i litewskich. Zwłaszcza tych drugich. Byli więc początkowo nieco przestraszeni, ale po wszystkim bardzo dziękowali nam za dobrą postawę, otwartość. Byli wzruszeni, dziękowali nam za wsparcie. Właściwie, miał miejsce tylko jeden incydent – kiedy przez miasto szliśmy, udając się na już na miejsce zgromadzenia, trzech młodych podpitych Litwinów próbowało wznosić jakieś okrzyki, wmieszać w tłum, ale kompletnie ich zignorowaliśmy i nie daliśmy się sprowokować. Poza tym, było bardzo spokojnie. Wróciliśmy w znakomitych nastrojach.

 

Liczycie, że po Waszej manifestacji coś się zmieni?

 

Nie mamy większej nadziei na pozytywny oddźwięk ze strony litewskich władz. Po marszu zorganizowaliśmy konferencję prasową, na której pojawiły się wyłącznie polskie media. Nie było żadnego przedstawiciela litewskich mediów, co oznacza, że nie byli zainteresowani naszym przesłaniem, chociaż nasze oświadczenia rozesłaliśmy do wszystkich tamtejszych mediów.

 

Trzeba mieć na uwadze to, że Litwa od dwudziestu paru lat prowadzi bardzo konsekwentną politykę. To nie jest kwestia ostatniego roku, czy przyjętych w niedawnym czasie. To konsekwentna polityka wynaradawiania Polaków (zresztą nie tylko Polaków) prowadzona od dwudziestu kilku lat. Nie mamy większej nadziei na to, że Litwini sami się zreflektują. Stąd potrzeba z naszej strony polityki spokojnej, ale także zdecydowanej i konsekwentnej. Chodzi o spokojny, ale stały nacisk, spokojnie, bez histerii, aby prawa polskiej mniejszości były respektowane.

 

Na czym polega problem polskiej mniejszości na Litwie?

 

Problem polega na tym, że Litwini budują swoją tożsamość narodową niejako w opozycji do tożsamości polskiej. Widać to na przykładzie lituanizacji wszelkich możliwych nazw i nazwisk, nawet ja w jednym z artykułów zostałem Robertem Winnickasem (śmiech). I to przez życzliwego dziennikarza! Pokazuje to pewną tendencję obecną na Litwie – lituanizacja wszystkiego, co możliwie. Receptą jest jednoznaczna, zdecydowana, spokojna ale konsekwentna polityka względem Litwy. To jedyne, co może przynieść efekty.

 

Jak zostaliście przyjęci na Litwie? Kilka dni przed manifestacją litewski dziennik pisał, że to „próba ponownego upokorzenia Litwinów” i odwoływał się do jakichś historycznych zaszłości.

 

Na Litwie marsz odbił się echem, wprawdzie dość w negatywnym, ale „Rzeczpospolita” napisała tekst o znaczącym tytule „Przemarsz wstrząsnął Litwą”. Dlaczego? Bo jak na warunki litewskie to była bardzo duża manifestacja, wzięli w niej udział nie tylko Polacy, chociaż oni stanowili zdecydowaną większość, było trochę Białorusinów i Rosjan, również Litewskie Związki Zawodowe Nauczycieli. Manifestacja zrobiła na Litwinach bardzo duże wrażenie. Zobaczymy, jakie będą konsekwencje tego wiecu, ale mam nadzieję, że niektórym Litwinom dał on do myślenia.

 

Macie jakieś wsparcie Waszych starań ze strony polskich władz?

 

Po pierwsze, solidarnościowe pikiety zorganizowała Prawica RP. A po drugie – polskie władze zaczynają obierać nieco twardszy kurs względem Litwy. Ale niestety to nie jest wpisane w żaden szerszy plan konsekwentnej polityki. Za rządów PiS ta polityka wobec Litwy była zbyt ugodowa i pozwalała Litwinom – w imię budowania strategicznego partnerstwa – na zbyt wiele. Nic z tego nie wyszło. Teraz Sikorski swoje kompleksy wobec Niemców i Rosjan odreagowuje na Litwie, ale w sposób niekonsekwentny. Przede wszystkim, musimy wspierać naszą mniejszość na Litwie i prowadzić politykę, która nie będzie się miotała między potulnością i histerią. Potrzeba nam męskiej, zdecydowanej polityki. Nie liczyliśmy na żadne wsparcie ze strony polskich władz i to, że go nie otrzymaliśmy, to akurat nic nowego.

 

Rozmawiała Marta Brzezińska