Sędziowie-prezesi PKW nie czują się winni problemów, które pojawiły się przy ustalaniu wyników w wyborach samorządowych, ale wobec powszechnej krytyki, którą uznali za atak na fundamenty demokracji, solidarnie podali się do dymisji. Jeden z rozgoryczonych sędziów powiedział przewrotnie, że sędziowie nie będą płakać, jeśli Sejm zmieni model administracji wyborczej na taki, w którym wybory będą przeprowadzać nie niezależni sędziowie, tylko organy rządowe, w tym przypadku konkretnie Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. 

Tylko, że nie o to chodzi. Krytyka odnosiła się nie do administracji wyborczej, choć jest tu wiele do poprawienia, tylko do konkretnych osób, do znanych z nazwisk sędziów-prezesów PKW, których biografie mają swoje źródła w głębokim PRL-u, a swoją obecną nieodpowiedzialnością (m.in. nie przetestowano odpowiednio systemu informatycznego, podawano błędne informacje o wynikach wyborów do publicznej wiadomości, mylono się w formularzach rozsyłanych do komisji wyborczych), doprowadzili do zwiększenia braku zaufania obywateli do państwa.

Wątpliwości budzi też niezależność sędziów, która wobec zaistniałych faktów nie tylko w ostatnich wyborach wydaje się iluzoryczna. Pamiętajmy, że sędziów-prezesów PKW powołuje Prezydent RP w drodze postanowienia, które dla ważności wymaga kontrasygnaty Prezasa Rady Ministrów. Zatem w pewnym stopniu ich wybór jest uzależniony od czynnika rządowego, partyjnego. Bez zgody premiera nie zostanie powołany na prezesa PKW żaden najbardziej niezależny sędzia. I to jest tryb, nad którym należy się poważnie zastanowić, ale będzie trudny do zmiany, bo jest wpisany do Konstytucji RP.

Artur Górski, PiS