Trybunał K. odmawia respektowania ustawy PiS-u, chociaż w identycznych  okolicznościach respektował ustawę PO i inne analogiczne ustawy. Oszustwo i stronniczość Trybunału K. wspiera  Sąd N., Naczelny Sąd A., Krajowa Rady S. i Naczelna Rada A. Gangrena toczy szczyty wymiaru sprawiedliwości i środowisk prawniczych.   

Kilka miesięcy temu, dokładnie 3 grudnia 2015 r. Trybunał K. pod przewodnictwem Andrzeja R. wydał wyrok w sprawie K 34/15, dotyczącej zgodności z konstytucją przepisów ustawy o TK z 25 czerwca 2015r. Badając konstytucyjność tej ustawy Trybunał procedował na podstawie tej samej ustawy o TK z 25 czerwca 2015r., co można sprawdzić w uzasadnieniu wyroku dostępnego  TUTAJ.

 

Paradoks i jego rozwiązanie

 

Ocenianie konstytucyjności ustawy o TK na podstawie tej właśnie ustawy jest pewnym paradoksem, bo co będzie jeśli Trybunał orzeknie, że ustawa, która go powołała do istnienia i reguluje tryb jego pracy jest niekonstytucyjna? W krańcowym przypadku można nawet wyobrazić sobie sytuację, że Trybunał rozwiązuje się, uznawszy taką ustawę za niezgodną z Konstytucją. Ten paradoks nie powinien nas jednak zaskakiwać, bo mamy tutaj do czynienia z próbą udowodnienia niesprzeczności sytemu za pomocą jego samego, podczas gdy fundamentalne dla matematyki i logiki twierdzenie Gȍdla mówi, że jest to niemożliwe. Każdy system logiczny musi mieć swoje nie podlegające dowodzeniu aksjomaty - bez tego nie jest w stanie istnieć i funkcjonować. 

 

W systemie demokratycznym takim aksjomatem jest, że władza zwierzchnia należy do Narodu, który - jak mówi konstytucja -  sprawuje władzę przez swoich przedstawicieli, czyli parlament. To parlament powołuje do istnienia TK oraz wyznacza cel i tryb jego pracy. TK ma badać  zgodność ustaw z Konstytucją, czyli sprawdzać logiczną spójność systemu prawnego. Jest to więc rola służebna wobec parlamentu, ale przede wszystkim wobec suwerena - Narodu. Ową zwierzchnią władzę Narodu wyraża mająca charakter aksjomatu zasada domniemania konstytucyjności ustaw - z założenia przyjmujemy, że to co uchwalił parlament jest prawem, dopóki TK tego nie zakwestionuje. Zarazem zasada ta stanowi niezbędny warunek dopinający spójność logiczną systemu, dzięki któremu system weryfikacji tej spójności może w ogóle wystartować. 

 

Bez niej, powołany do istnienia Trybunał zatrzymałby się sparaliżowany na samym wstępie refleksją, że jeśli ma badać spójność systemu (jego zgodność z Konstytucją) to musi zacząć od zbadania tego, czy sam działa zgodnie z konstytucją, bo bez tego jego orzeczenia będą nieważne. Czy może to jednak badać, skoro ewentualne orzeczenie Trybunału o niekonstytucyjności zaskarżonych przepisów prowadziłoby wówczas do podważenia samego procesu orzekania (i w konsekwencji jego rezultatu – wyroku) jako przeprowadzonego na niekonstytucyjnej podstawie. - Taki problem stawałby przed nim przy każdej zmianie  ustawy o nim samym. Już pisząc ten tekst dowiedziałem się, że w Holandii paradoks taki nie istnieje, bo jest konstytucyjny zakaz sądowej kontroli prawa stanowionego przez parlament (tekst Jacka Czaputowicza, Trybunał niekonstytucyjny, Do Rzeczy, 2-8.05.2016). To oczywiście inny sposób zapewnienia spójności systemu - bez TK i z faktycznie najwyższą władzą suwerena.

 

W Polsce to zasada domniemania konstytucyjności rozwiązuje ten paradoks i przełamuje ów paraliż TK. Dzięki niej Trybunał powołany do istnienia ustawą może rozpocząć pracę i procedować na podstawie tej ustawy. Doniosłość zasady domniemania konstytucyjności potwierdził sam Trybunał K., stwierdzając w oparciu o orzeczenia Sądu N. i Naczelnego Sądu A., że 

 

Domniemanie zgodności ustawy z konstytucją może być obalone jedynie wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego, a związanie sędziego ustawą obowiązuje dopóty, dopóki ustawie tej przysługuje moc obowiązująca.[całość tekstu dostępna TUTAJ]

 

Zauważmy, że domniemanie konstytucyjności jest w ogóle podstawą funkcjonowania prawa, ponieważ tylko niektóre ustawy zostają zaskarżone. Te nie zaskarżone obowiązują, bo zakłada się ich konstytucyjność. Zasada domniemania konstytucyjności jest jednak szczególnie ważna dla TK, bo bez niej nie może on zaistnieć ani funkcjonować. Co więcej, musi każdorazowo uznawać ważność kolejnej zmienionej ustawy o TK, bo niby na jakiej podstawie miałby respektować jedne, a odrzucać inne regulacje wprowadzone przez suwerena, którego uprawnienia pozostają przecież wciąż takie same: to on powołał TK do istnienia i powołuje do istnienia na nowo każdą nowelą ustawy o TK. Dlatego Trybunał mógł i musiał 3 grudnia wydać wyrok o konstytucyjności bądź niekonstytucyjności poszczególnych przepisów ustawy o TK z 25 czerwca 2015 r. procedując w oparciu o tę właśnie ustawę, tak jak musiał to czynić zawsze od początku swojego istnienia.

 

 

Oszustwo Trybunału K.

 

Powyższe uwagi można byłoby uznać za teoretyczne rozważania o źródłach i sposobie powstawania prawa, gdyby nie fakt, że po kilku miesiącach, tj. 9 marca 2016 r. Trybunału K. pod tym samym przewodnictwem prezesa Andrzeja R. i w nieznacznie zmienionym składzie ogłosił wyrok. Właśnie w tym wyroku  Trybunał, chyba  po raz pierwszy w swojej historii zauważył, że

 

 nie nadaje się do zaakceptowania sytuacja, aby przedmiot sporu prawnego przed Trybunałem był zarazem ustrojową, jak i proceduralną podstawą rozstrzygnięcia tego sporu. Ewentualne orzeczenie Trybunału o niekonstytucyjności zaskarżonych przepisów prowadziłoby wówczas do podważenia samego procesu orzekania (i w konsekwencji jego rezultatu – wyroku) jako przeprowadzonego na niekonstytucyjnej podstawie. [fragment wyroku z 9 marca dostępnego TUTAJ]

 

Najwyraźniej poruszony do głębi tym spostrzeżeniem Trybunał K. odmówił procedowania na podstawie ustawy z 22 grudnia 2015r. Rzecz w tym, że była to sytuacja identyczna do tej, jaka zaistniała 3 grudnia. Wtedy również przedmiotem sporu prawnego była ustrojowa i proceduralna podstawa tego sporu, czyli ustawa o TK z 25 czerwca 2015 r., która zmieniała poprzednio istniejącą inną ustawę o TK. Jak widać, zdaniem Trybunału owa identyczna sytuacja cztery miesiące wcześniej nadawała się do zaakceptowania. Wiemy nawet, że ona musiała być zaakceptowana, bo jak pokazaliśmy, bez tego TK nie może zaistnieć ani funkcjonować. Niekonstytucyjność może orzec dopiero zbadawszy ją zgodnie z określonymi przez tę ustawę zasadami, tak jak musiało to przebiegać od początku istnienia Trybunału.

 

Tym razem jednak, przystępując do rozprawy, TK otwarcie i,  można powiedzieć, bezczelnie przyjął całkowicie przeciwne obowiązującej zasadzie założenie domniemanej niekonstytucyjności ustawy i szukał wybiegu by ją ominąć. Przystąpił zatem do rozprawy uprzedzony, a to znaczy, że nie był bezstronny. Aby uzmysłowić sobie, co oznacza stronniczość sądu wystarczy wyobrazić sobie siebie jako stronę wobec sędziego, który przystępuje do rozprawy z góry założywszy niekorzystny dla nas werdykt.

 

W wyroku z 9 marca 2016. rzekomym powodem odmowy procedowania w oparciu o ustawę z 22 grudnia było "nieakceptowalne" podejrzenie jej niekonstytucyjności. Rzecz w tym, że w stosunku do ustawy z 25 czerwca również były takie podejrzenia  i nie przeszkodziły one Trybunałowi przyjąć w wyroku z 3 grudnia 2015 r.  tej właśnie ustawy za podstawę oceny jej samej. Tak więc 9 marca Trybunał K. zamydlił suwerenowi - Narodowi oczy rzekomo "nie nadającą się do zaakceptowania sytuacją", którą w rzeczywistości musiał akceptować i akceptował od początku swojego istnienia, jest ona bowiem  immanentną cechą systemu prawnego, w tym zwłaszcza mechanizmu powoływania TK do istnienia i określania zasad jego funkcjonowania. Zamiast zrobić to co do niego należało, Trybunał K. i jego prezes Andrzej R. zaczęli odgrywać przedstawienie, w którym obsadzili samych siebie w rolach obrońców prawa i Konstytucji, rządowi wyznaczając role łamiących prawo czarnych charakterów.

 

W rzeczywistości Trybunał postąpił jak karciany oszust, tak zręcznie operujący kartami, że oszołomiona publika nie widzi jak chowa jedne i wyjmuje inne. Trybunał K. podobnie operuje paragrafami i oszukańczymi pseudoargumentami. Mami publiczność,  by  samemu łamiąc prawo, oskarżyć o to rząd i większość parlamentarną, wykorzystując z przewrotną premedytacją jeszcze jeden atut - autorytet instytucji wsparty uniwersyteckimi autorytetami profesorów prawa. W tym procederze i w tych niegodziwych celach wspierają go wspólnicy w oszustwie: Sąd N., Naczelny Sąd A. Krajowa Rada S. i Naczelna Rada A. Autorytet wszystkich tych instytucji został postawiony na szalę dla wsparcia oszustwa Trybunału K., które ma omamić konstytucyjnego suwerena!

 

Mamy uwierzyć, że dopiero po trzydziestu latach swojego istnienia TK zauważył paradoks procedowania na podstawie kolejnej ustawy o TK i tak się tym zafrasował, że aż zrezygnował ze stosowania zasady, która od zawsze była gotowym rozwiązaniem tego paradoksu i podstawą jego pracy? Wnioski są nieubłagane: Stronniczy Trybunał K. z premedytacją złamał fundamentalną zasadę systemu prawnego, potwierdzoną zarówno jego własnym orzecznictwem, jak i orzecznictwem SN i NSA. Podważył w ten sposób nie tylko spójność systemu prawnego, ale i zwierzchnią władzę konstytucyjnego suwerena - Narodu. Jest przy tym oczywiste, że uczynił tak, ponieważ nie chciał zaakceptować ustaw parlamentu o nie odpowiadającym mu składzie, bo nie ma innego wytłumaczenia dla przekrętu, jakiego dokonał. W tym wszystkim uzyskał pełne wsparcie najwyższych instytucji wymiaru sprawiedliwości, które oszukańczo (i perfidnie) oskarżyły o popełnione przez TK przestępstwo rząd i parlament czyli przedstawicieli suwerena, a następnie solidarnie odmówiły stosowania się do jego ustaw i wezwały do nieposłuszeństwa wobec niego. Mówiąc wprost: najwyższe instytucje sądownicze złamały prawo i wznieciły bunt przeciw suwerenowi. 

O tym, czemu i komu ma służyć ten przekręt i bunt wymiaru sprawiedliwości będzie mowa w drugiej części artykułu, którą przedstawimy dziś wieczorem, w rocznicę Konstytucji 3 Maja.

 

 Grzegorz Strzemecki