Brytyjczycy idą dziś do urn. Głosują w przedterminowych wyborach parlamentarnych, rozpisanych 18 kwietnia przez premier Theresę May.

Od Aberdeen, przez Birmingham po Halifax - w 650 okręgach od godziny ósmej do dwudziestej trzeciej naszego czasu do urn wrzucane są głosy. Do głosowania zarejestrowało się niemal 47 milionów ludzi - o milion więcej, niż w poprzednich wyborach.

Wyniki badań Exit Polls pojawią się o godzinie 23.00 czasu polskiego, gdy lokale wyborcze zostaną zamknięte. Głosy liczone będą całą noc, wyniki spływać będą stopniowo z poszczególnych okręgów. Na Wyspach dużo jest "okręgów pewnych", a więc takich, w których demografia wyborcza oraz fakt, ze z każdego okręgu do Izby Gmin wchodzi tylko jeden kandydat, decydują o tym, że wynik jest niemal przesądzony. Kluczowe będą tak zwane "okręgi marginalne" - to tam podczas kampanii poszczególne partie inwestowały najwięcej środków i wysiłku.

Dzisiejsze wybory ogłoszone zostały przez szefową Partii Konserwatywnej w obliczu - jak przekonywała - oporu pozostałych stronnictw wobec jej strategii w sprawie Brexitu. W zamierzeniu Theresy May, wybory mają wzmocnić jej pozycję w partii, kraju i na arenie międzynarodowej poprzez zwiększenie liczby mandatów prawicy.

To Brexit był tematem, jaki prawica starała się narzucić podczas kampanii. May przekonywała, że jest silnym i stabilnym przywódcą, który zapewni krajowi sukces w negocjacjach brexitowych. Wkrótce jednak na pierwszy plan kampanii wysunęły się kwestie społeczne: nierówności i służba zdrowia. Na tym polu zyskiwać zaczęła lewica. Większość ekspertów jest zgodna, że podczas kampanii lider Partii Pracy Jeremy Corbyn wypadł lepiej, niż Theresa May. "Dla lewicy to była dobra kampania, dla Konserwatystów - nie bardzo" - mówi Polskiemu Radiu Joe Twyman z pracowni sondażowej YouGov. Dodaje, że "Corbyn

i Partia Pracy startowali z niskiego pułapu, ale zdecydowanie poprawili swoje notowania". O ile w kwietniu przewaga prawicy w sondażach wynosiła nawet około dwudziestu punktów procentowych, to obecnie się zmniejszyła. W niektórych badaniach to dwanaście punktów procentowych, ale były też takie, które dawały prawicy przewagę trzech punktów. "Guardian" publikuje we czwartek badanie, dające prawicy przewagę dwunastu punktów procentowych, a "The Indpendent" - dziesięciu. Joe Twyman podkreśla, że zwycięstwo Konserwatystów jest zdecydowanie najprawdopodobniejszym wariantem, a kluczową kwestią będzie jego skala. Ostatnim razem David Cameron wygrał z Edem Millibandem siedmioma punktami procentowymi, co przełożyło się na stosunkowo niewielką większość dwunastu miejsc w parlamencie.

Według prognoz, w Szkocji ponownie zwycięży Szkocka Partia Narodowa, w której programie znajduje się oderwanie się od Zjednoczonego Królestwa. Sondaże przewidują jednak, że w szeregu okręgów separatyści stracą mandaty na rzecz Konserwatystów. Wśród kluczowych dla siebie okręgów, politycy Partii Konserwatywnej wymieniają kilkanaście znajdujących się na północy Anglii.

W tradycyjnych twierdzach lewicy pozycja Partii Pracy jest zagrożona. Klasa pracująca jest sceptyczna do lidera lewicy, Jeremy'ego Corbyna, a ponadto Konserwatyści przejmują głosy UKIP - Partii Niepodległości. Liberałowie - jedyna partia, która prowadziła otwarcie prounijną kampanię, domagając się drugiego referendum w sprawie Brexitu - nie staną się, według badań, wpływową siłą. Mogą odrobić straty, które ponieśli w poprzednich wyborach, ale analitycy są zgodni, że strategia zmobilizowania 48 procent wyborców, głosujących w zeszłym roku za pozostaniem we Wspólnocie, okazała się relatywnie nieskuteczna. Powodem jest fakt, że wielu wyborców pogodziło się już z perspektywą opuszczenia Unii Europejskiej.

Theresa May i Jeremy Corbyn różnią się co do wizji Brexitu. Szefowa Konserwatystów podkreśla, ze priorytetem jest dla niej ograniczenie imigracji i chce tego za cenę opuszczenia Wspólnego Rynku. Deklaruje, że ograniczy migrację netto do dziesiątek tysięcy ludzi rocznie, choć nie wyznacza limitu czasowego. Lider lewicy nie chce ustalać odgórnych limitów liczbowych, argumentując, że zaszkodziłyby gospodarce. Chce pozostać "tak blisko Wspólnego Rynku", by chronić interesy brytyjskich przedsiębiorców.

dam/IAR