Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Opublikowany przez Rosjan tzw. „raport Niemcowa” sugeruje, że Moskwa wywołała wojnę w Donbasie po to przede wszystkim, by mieć kartę przetargową w rozmowach z Zachodem po aneksji Krymu. To wiarygodna interpretacja?

Witold Waszczykowski, PiS: W tej chwili każda interpretacja jest ciekawa, ta także – i należy brać ją pod uwagę. Jestem natomiast bardziej skłonny zakładać, że chodzi tu o element większego planu Putina, o którym mówił od lat, przynajmniej od 2007 roku. Plan ten zakłada rozbicie jedności Zachodu oraz przerysowanie granic w tej części Europy – i jest konsekwentnie realizowany.

Szef NATO Jens Stoltenberg ostrzega, że wojna na Ukrainie może wybuchnąć na nowo niemal w każdej chwili. Z danych, jakimi dysponuje Sojusz wynika, że Rosjanie zgromadzili bardzo duże siły tak przy ukraińskiej granicy, jak i w samym Donbasie. Nowa ofensywa jest możliwa?

Oczywiście. Wszyscy spodziewali się, że do tych wielkich uroczystości rocznicowych 9 maja Rosjanie zachowają względny spokój, bo będą liczyć na udział szerokiej grupy przedstawicieli świata. Moskwa chciała wykorzystać te uroczystości do swoistej legitymizacji swojej działalności. Takiej  politycznej zgody nie uzyskali. W związku z tym teraz niewiele ich powstrzymuje przed dalszym poprowadzeniem boju przeciwko Ukrainie. Porozumienie Mińsk II jest niezwykle kruche i kulawe. Rosjanie w każdej chwili mogą ogłosić, że jest niewykonywane przez stronę ukraińską. A strona ukraińska nie ma możliwości go wypełnić. Nie może przeprowadzić wolnych samorządowych wyborów w Donbasie, nie może przejąć kontroli nad granicą rosyjsko-ukraińską, nie może przeprowadzić też szeregu reform, których Rosjanie oczekują. W tej chwili można wykorzystać każdy pretekst, by wznowić działania wojskowe – i widać, że Rosjanie do tego się przygotowują. Tak, jak potwierdza Jens Stoltenberg oraz wielu analityków i obserwatorów, Moskwa wpompowała znaczne ilości wojska i sprzętu na teren Donbasu i możemy oczekiwać, że rozpocznie ofensywę.

John Kerry udał się właśnie do Soczi, gdzie ma spotkać się ze Siergiejem Ławrowem i Władimirem Putinem. Będzie przełom?

Próby rozwiązania sytuacji będą podejmowane. Zakładam, że wizyta Angeli Merkel w Moskwie 10 maja nie była związana wyłącznie z pragnieniem złożenia wieńca pod pomnikiem rosyjskich żołnierzy, ale została też wykorzystana do wybadania zamiarów Putina. Myślę, że kanclerz otrzymała bardzo zły sygnał – Putin w jej obecności zaczął rozważać pozytywne aspekty paktu Ribbentrop-Mołotow. Świadczy to o imperialnych rosyjskich ambicjach, które wcale nie gasną, ale są przez Putina podtrzymywane. Jego słowa mogą być kolejnym znakiem każącym nam oczekiwać agresywnych zachowań Rosji.

Wielu odebrało te słowa jako cios wyraźnie wymierzony w Polskę. Słusznie?

Oczywiście. Podobne zachowania trwają zresztą od dawna. Przypomnę rok 2009, w którym rząd Donalda Tuska usilnie zabiegał o wizytę Putina w Polsce. Prezydent Rosji przez długi czas nie chciał na to odpowiedzieć, natomiast latem 2009 roku uruchomiono w Rosji wielką kampanię antypolską. Ukazywały się książki, organizowano konferencje naukowe, na których udowadniano, że Polska miała być współwinna wybuchu II wojny światowej, a Józef Beck był jakoby niemieckim agentem. Polska w żaden sposób nie reagowała i nie prostowała tych wypowiedzi, bo jak na zmiłowanie czekano na decyzję Putina. I Putin wreszcie przyjechał. Pamiętamy to nieszczęsne spotkanie we wrześniu 2009 roku, gdzie, jak się po latach okazało, wraz z Tuskiem zaplanował wspólne obchody w Katyniu, ale bez udziału polskiego prezydenta. Antypolskie działania są prowadzone przez Rosjan od lat. Moskwa uważa Polskę za kraj zdradziecki, który wyrywał się z jej strefy wpływów i chce nas na powrót usidlić, tak, abyśmy byli krajem jedynie półsuwerennym.

Jeżeli w II turze wyborów prezydenckich wygra Andrzej Duda, to w związku z naszą sytuacją wobec Rosji coś się zmieni?

W bezpośrednich relacjach bilateralnych wiele się raczej nie zmieni. Uważam, że Rosjanie mogą w dalszym ciągu podtrzymywać wrogie stanowisko wobec Polski, a my nie możemy iść na jakieś daleko idące kompromisy wobec Putina. Zmieni się za to nasza sytuacja w Europie. Nowy prezydent będzie bardziej asertywny i będzie zabiegał, by w Unii Europejskiej i NATO uwzględniano nasze interesy względem Rosji. Będzie zabiegał o to, by Polska była przynajmniej starannie konsultowana w rozmowach prowadzonych z Rosją przez Niemców i Francuzów. Duda będzie starał się też włączyć Polskę w te rozmowy, bo sprawą Ukrainy jesteśmy przecież żywotnie zainteresowani. Jako jedyne państwo unijne sąsiadujemy zarówno z agresorem jak i z ofiarą agresji. Miejsce przy stole, przy którym rozwiązuje się problemy tego konfliktu, należy się także Polsce.