„Bolesna prawda” o katastrofie smoleńskiej, głoszona dotąd przez rząd i prezydenta, od wielu już miesięcy nie daje się obronić. Mnożą się znaki zapytania. Powstają nowe ekspertyzy, które wskazują, że katastrofa mogła mieć inny przebieg i przyczyny niż podały to raporty MAK i komisji Millera. Powszechną staje się opinia, iż nie odkryjemy przyczyn, dopóki nie odzyskamy od Rosjan wraku samolotu i wiarygodnych informacji o pracy wieży kontrolnej smoleńskiego lotniska. Ze strony obrońców „bolesnej prawdy” słyszymy natomiast często wymówkę, iż niewiele więcej można było zrobić, katastrofa zdarzyła się na terenie Rosji i na wojnę z Rosją o wrak nie pójdziemy.

 

Straszenie wojną z Rosją i demonizowanie opozycji w tym kontekście ma dłuższą historię. Przed laty kłamliwie oskarżano rząd Prawa i Sprawiedliwości o rzekome zepsucie relacji z Rosją. Zapominano informować, że embargo rosyjskie na polską żywność zostało nałożone w zemście za poparcie „pomarańczowej rewolucji” na Ukrainie. W fałszywym świetle przedstawiano polskie negocjacje w sprawie tarczy antyrakietowej, czy aktywną politykę wschodnią, wspierającą pro-europejskie aspiracje Ukrainy i Gruzji.

 

Dzisiaj politycy koalicji rządzącej i sprzyjające im media sięgają po podobne argumenty. Straszą Polaków głosząc, iż gdyby rządziło Prawo i Sprawiedliwość to doszłoby do zerwania stosunków z Rosją, a może nawet wojny. Zarzut o niewłaściwej reakcji rządu na katastrofę, brak zabezpieczenia wraku i ciał, oddanie śledztwa Rosjanom, odpiera się szyderstwami i strachami, iż Prawo i Sprawiedliwość zapewne wysłałoby w takiej sytuacji wojsko, a to prowadziłoby niechybnie do konfliktu z Rosją. Podobnie odpiera się pytania o ewentualną ingerencję sił trzecich w lot Tupolewa oraz wszelkie pytania o możliwość zamachu. Tu już niestety wiemy, z nagrań Edmunda Klicha oraz jego ostatnich publicznych wypowiedzi, iż od początku kierowano polskie śledztwo jak najdalej od jakiejkolwiek odpowiedzialności rosyjskiej.

 

Wyjaśnienie katastrofy smoleńskiej nie wymagało i nadal nie wymaga wojny z Rosją. W pierwszych chwilach po katastrofie należało wykazać się choć minimalną trzeźwością i rozpisać błyskawicznie prośby do znawców prawa międzynarodowego o ekspertyzy na temat skutków i sposobów prowadzenia śledztwa. Był na to kilkudniowy margines swobody również po stronie rosyjskiej, która ewidentnie oczekiwała na polskie reakcje. Rządzący mogli wówczas wykazać się taką samą determinacją wobec prowadzenia śledztwa jak wykazywali się w kraju w procesie błyskawicznego przejmowania urzędów wakujących po zmarłych w katastrofie politykach i urzędnikach. Determinacja z jaką Tusk do dzisiaj broni się przed ujawnieniem w jaki sposób podjął decyzję o oddaniu śledztwa MAK zastanawia. Dowodzi to, iż premier zdecydował albo w sposób bezmyślny lub celowo w sposób korzystny dla Rosjan w obawie przed ujawnieniem ewentualnych rosyjskich błędów, które negatywnie godziłyby w jego politykę „jednania się” z Rosją. Zakwalifikowanie samolotu i lotu, zgodnie z prawdą, jako samolotu wojskowego i lotu o statusie Head, powodowało większą odpowiedzialność Rosjan za sprowadzenie maszyny na lotnisko. Wykazanie rosyjskich błędów zapewne zepsułoby idylliczny obraz relacji bilateralnych jaki chciał lansować rząd Tuska. Wschodnia polityka rządu ległaby w gruzach. Rosyjska reputacja na świecie pogorszyłaby się. Nie byłby to jednak casus belli, a na pewno jedynie powód do żądania odszkodowań i zadośćuczynienia.

 

Minęły właśnie dwa lata jak szczątki samolotu i czarne skrzynki spoczywają w Rosji. Polska prokuratura utrzymuje, że prawidłowo skopiowała wszelkie zapisy i nagrania rejestrujące funkcjonowanie urządzeń samolotu. Podobno też dokonano wystarczających oględzin wraku przez dwa tygodnie. Podobno to wystarcza. Jeśli to wystarcza polskiej prokuraturze, to należy zapytać dlaczego Rosjanom nie wystarcza dwóch lat na badanie samolotu i zapisów czarnych skrzynek? Dlaczego nadal nie oddają polskiej własności? Co mają do ukrycia? Politycy rządowi bronią się wymówkami, iż uczynili wszystko, aby odzyskać wrak. Następny krok to już byłyby działania wojenne, straszą Polaków.

 

Domaganie się zwrotu państwowego mienia od innego kraju nie wymaga wojny. Polska ma do dyspozycji cały katalog działań. Po pierwsze wszelkie polskie władze i instytucje mogą stosować prośby i apele do wszystkich władz rosyjskich. Mogą to być noty organów rządowych i prokuratury. Apele parlamentu, instytucji społecznych, ludzi cieszących się powszechnym autorytetem czy wręcz celebrytów znanych w obu krajach. Mogę sobie wyobrazić wspólne wystąpienie w telewizji rosyjskiej Zanussiego, Wajdy, Olbrychskiego i Michnika z apelem o zwrot polskiej własności. Nie doczekaliśmy się takiego wystąpienia. W zamian słyszymy apele „dość już o tym Smoleńsku”.

 

Po drugie, strona polska mogła przekazać sprawę zwrotu polskiego mienia do wszelkich międzynarodowych instytucji arbitrażowych. Oddanie sprawy do trybunałów międzynarodowych nie oznacza działań wojennych. Jednak przykład skargi rodzin katyńskich i niewielkie zaangażowanie polskich władz, w sprawę sprzed 72 lat, świadczy, że i na tej płaszczyźnie podchodzimy bojaźliwie do Rosji.

 

Po trzecie, Polska powinna zwrócić się o pomoc do sojuszniczych instytucji, w których jesteśmy członkami. Katastrofa samolotu wojskowego, śmierć prezydenta, zwierzchnika sił zbrojnych oraz śmierć dowódców wojskowych uzasadniała prośbę do Sojuszu Północnoatlantyckiego o wsparcie naszego śledztwa oraz naszych roszczeń wobec Rosji.

 

Po czwarte wreszcie, rząd mógł skorzystać ze wsparcia dyplomatycznego i eksperckiego innych, zaprzyjaźnionych państw. Jest sytuacją zupełnie naturalną, iż sojusznicy świadczą sobie przysługi międzynarodowe. Ostatnio Stany Zjednoczone poprosiły naszych dyplomatów o reprezentowanie interesów amerykańskich w Syrii. Oczekiwałbym w takiej sytuacji prośby władz polskich do Waszyngtonu o udzielenie wszelkiej pomocy w wyjaśnieniu przyczyn katastrofy lub w mediacji z Rosjanami na rzecz zwrotu naszego mienia.

 

Nie trzeba zatem potrząsać szabelką, straszyć Polaków wojną z Rosją i demonizować wszystkich upominających się o prawdę smoleńską. Trzeba szczerze i konsekwentnie, z determinacją i rozmysłem wykorzystywać wszelkie instrumenty pokojowe do odkrycia prawdy. Chyba, że tej prawdy nie chce się poznać lub ujawnić społeczeństwu.

 

(skrócona wersja ukazała się 21 kwietnia w Gazecie Polskiej Codziennie)

 

eMBe/Salon24.pl