Jak można ocenić dzisiejszą konferencję przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska oraz prezydenta RP Andrzeja Dudy? Jak mogą rozwijać się dalsze relacje między Tuskiem i polskim rządem? Czy były premier zechce zawalczyć o stanowisko Dudy za kilka lat? Na te pytania w rozmowie z nami odpowiada dziennikarz i publicysta Łukasz Warzecha.

 

Donald Tusk stosował podczas konferencji retorykę, w której podkreślał podział na „jasną i ciemną stronę mocy”, używając symboliki rodem z „Gwiezdnych Wojen”. Jasną stroną mocy miałaby być Unia Europejska i Europa Zachodnia. Powiedział Andrzejowi Dudzie, że „zawsze jest czas, by wrócić na jasną stronę mocy”. Ale czy faktycznie Polska musi dziś gdzieś wracać?

Mam wrażenie, że Donald Tusk próbował grać w taki sposób, aby z jednej strony zaspokoić oczekiwania swoich europejskich mocodawców, a z drugiej strony by nie wywołać złego wrażenia w kraju wśród tych, którzy uważają, że Polska jest niesprawiedliwe krytykowana w Europie. Jest to zresztą stara taktyka Tuska, bo w różnych sprawach w przeszłości próbował grać w podobny sposób, tzn. z jednej strony wskazując, że nie wszystko jest w Unii w porządku i można mieć zastrzeżenia do jej funkcjonowania, a z drugiej wskazując, że jednak trzeba iść za Europą. Tak było chociażby w przypadku kwestii imigrantów jeszcze za czasów rządów poprzedniej ekipy.

A więc Tusk jest świadomy realnego obrazu sytuacji?

Donald Tusk dzisiaj doskonale wie, jak sprawy się mają. Jest człowiekiem dostatecznie inteligentnym, by rozumieć, że tak naprawdę nie ma mowy o żadnej jasnej i ciemnej stronie mocy. Sam zresztą powiedział w trakcie konferencji, że rating „Standard & Poor” został obniżony bezpodstawnie, a ocena tej firmy była niesprawiedliwa. Świetnie więc rozumie, jakiego typu gra się toczy, ale musi grać „pod swoich sojuszników”.

Czy taktyka przyjęta przez Donalda Tuska może być elementem realizacji bardziej dalekosiężnych planów politycznych?

Pojawiły się informacje, jakoby działania Tuska były zaczątkiem jego drogi do wyborów prezydenckich w 2020 roku. Nie jestem co do tego przekonany. Trzeba bowiem pamiętać, że żeby zostać prezydentem RP, trzeba mieć poparcie partii politycznej w Polsce. Platforma Obywatelska za moment będzie w rękach Grzegorza Schetyny i oczywiście można sobie wyobrazić sytuację, w której Schetyna popiera Tuska mimo animozji między obydwoma politykami, ale jest to mało prawdopodobne. Dla samego Schetyny byłoby to ryzykowne, zakładając że to on będzie szefem Platformy za kilka lat. Wygrana Tuska w wyborach prezydenckich mogłaby sprawić, że będzie on chciał postawić swojego człowieka na czele PO, dostawszy prezent w postaci tak ważnego stanowiska. Zresztą do kolejnych wyborów prezydenckich zostało jeszcze tak dużo czasu, że ocenianie dzisiejszej konferencji w tych kategoriach nie ma sensu.

W takim razie w co gra Donald Tusk?

Widzę to w ten sposób, że Tusk gra o to, by obecny rząd nie zablokował przedłużenia jego kadencji. Pamiętajmy, że po dwóch i pół roku, czyli w połowie kadencji Tusk jako przewodniczący Rady Europejskiej może zostać wymieniony, jeżeli się nie sprawdzi. Tymczasem opinie na temat jego działania i skuteczności w Unii Europejskiej są bardzo średnie, wśród wielu państw wręcz krytyczne. Stosunkowo umiarkowany ton Tuska podczas konferencji był właśnie skutkiem tego, czyli po pierwsze normalnej dla niego taktyki grania na dwa fronty, a po drugie dbania o to, by rząd PiS nie zablokował kontynuacji jego kadencji.

Czyli jednym słowem Tusk realizuje swoje własne osobiste cele i interesy?

Tak to odbieram i nie byłby to zresztą pierwszy taki przypadek. Wiele zachowań Tuska jako przewodniczącego Rady Europejskiej mogło wskazywać na to, że to jest jego główny cel. Natomiast z czysto pragmatycznego punktu widzenia nie byłbym tak sceptycznie nastawiony wobec tej „oferty”, która pada ze strony byłego premiera. Dla mnie brzmi ona tak: „Ja będę Was wspierał, jeżeli Wy przedłużycie mi kadencję jako przewodniczącego Rady”. Faktycznie mała jest szansa, żeby przewodniczącym Rady ponownie został Polak. Właściwie w obecnej sytuacji jest to po prostu niemożliwe. Chociaż Tusk do tej pory jako przewodniczący Rady Europejskiej nie odznaczył się działaniem na korzyść Polski, mimo wszystko jest Polakiem i łatwiej byłoby z nim współpracować niż z jakimś Niemcem, czy Francuzem. Gdyby Polska nie wycofała swojego poparcia dla Tuska, można założyć, że przy sprzyjających okolicznościach udałoby się pozostać na stanowisku i wtedy być może w zamian w pewnych sprawach, wspierałby Polskę nawet kierowaną przez Prawo i Sprawiedliwość.

Czy z takiej oferty warto skorzystać?

Sam bym z takiej oferty skorzystał. Na miejscu polityków PiS – Andrzeja Dudy, Beaty Szydło i Jarosława Kaczyńskiego gdybym nie miał całkowitej pewności, że Tusk będzie ze swojego miejsca szkodził Polsce rządzonej przez Prawo i Sprawiedliwość, zastanowiłbym się nad przyjęciem tej oferty. Zamiast Tuska na tym stanowisku może powiem zasiąść ktoś, z kim niczego się nie da ugrać i wtedy na sto procent nie będziemy mieć żadnego wpływu na to, co się dzieje w Unii. Chociaż Tusk pochodzi z innego rozdania politycznego i też są z nim problemy, mimo wszystko jest Polakiem i w pewnych sprzyjających warunkach można z nim czasem na zasadzie pragmatycznej gry jakąś korzyść osiągnąć. Na pewno łatwiej, niż w przypadku jakiegoś Włocha, Francuza, czy Luksemburczyka.

Czyli podsumowując, z punktu widzenia Prawa i Sprawiedliwości sensowniej byłoby współpracować z Donaldem Tuskiem, niż z nim zaciekle walczyć?

Tak, oczywiście pod warunkiem, że ze strony Tuska rzeczywiście pada taka oferta i że moje odczytanie jego zachowania podczas konferencji jest trafne, a nie wynikało z jakiś innych czynników.

Bardzo dziękuję za rozmowę

Rozmawiał MW