"Ja powiem, że on jest kanalią. Jego brat Lech też był kanalią. Nikt ich nie lubił, nikt nie chciał z nimi pracować" - powiedział w rozmowie z Magdaleną Rigamonti z Dziennik.pl były prezydent Polski, Lech Wałęsa.

Te skandaliczne słowa to odpowiedź na w emocjach rzucone przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego słowa o "zdradzieckich mordach" i "kanaliach" w odpowiedzi na nieprzyzwoite zachowanie posłów PO w Sejmie.

Wałęsa przekonywał, że to Jarosław Kaczyński jest odpowiedzialny za katastrofę smoleńską i ma "brudne sumienie".

"Jarosław Kaczyński udowadnia przed całym światem, że to on decyduje prawie o wszystkim. Tak samo było wtedy, to decydował, czy jego brat ma lecieć do Katynia, czy nie, to on decydował, czy samolot ma lądować, czy nie. A ten, kto podejmuje decyzje, bierze też odpowiedzialność. Pani spróbuje wejść w skórę Jarosława Kaczyńskiego. Przecież on wie, że jest odpowiedzialny za to, co się stało w Smoleńsku, za tę zbrodnię. Sumienie ma strasznie brudne, więc szuka kogoś, kogo można dopisać do listy winowajców" - perorował.

Były prezydent wyraził też nadzieję, że po śmierci czeka go w niebie duża nagroda za to, że "rozwalił komunizm".

"Rozwaliłem komunizm, a przecież nie wiadomo, czy się to Bogu podobało. Chociaż z drugiej strony w komunizmie nie ma wiary, komuniści Boga próbowali zniszczyć, co, jak wiemy, im się nie udało. W wieczności jest mieszkań wiele. Kto ma zasługi większe, dostanie większy pałac, więc jest nadzieja, że ja będę miał dość duży" - stwierdził.

Potem stwierdził, że być może należy bronić demokracji, łamiąc demokrację. "Może dojść do tego, że bronić demokracji trzeba będzie drogą niedemokratyczną" - powiedział Wałęsa.

mod/dziennik.pl