Jakże odmienne są myśli Boga i myśli ludzkie! Publiczna działalność Pana Jezusa miała bardzo wyraźny plan i zamysł. I chociaż zdarzały się sytuacje zaskakujące, gdy np. ktoś nagle poprosił o coś, to jednocześnie istniały sytuacje, które On sam prowokował.

W dzisiejszej Ewangelii mamy właśnie do czynienia z taką sytuacją. Ewangelista pisze: Wiedział bowiem, co ma czynić (J 6,6). Działo się to po drugiej stronie Jeziora Galilejskiego, na miejscu odludnym. Wokół Niego był zebrany tłum około pięciu tysięcy mężczyzn. Jezus nauczał o królestwie Bożym. Pod wieczór pojawiła się potrzeba posiłku dla wszystkich. Pan Jezus sam na nią zwrócił uwagę, prowokując to, co nazywamy „rozmnożeniem chleba”. W zamyśle Pana Jezusa był to znak i zapowiedź. Ewangelista pisze na początku: „A zbliżało się święto żydowskie, Pascha”. Ta okoliczność jest wyraźnym wskazaniem.

Pascha była świętem związanym z wyjściem Żydów z Egiptu i wędrówką przez pustynię. Na pustyni byli w cudowny sposób żywieni przez Boga manną. Rozmnożenie chleba na pustkowiu wyraźnie wskazywało na to wydarzenie. Pan Jezus daje do myślenia, pragnie, by widziano w Nim nowego Mojżesza. I rzeczywiście tak się stało. Żydzi mówili: Ten prawdziwie jest prorokiem, który ma przyjść na świat (J 6,14). Ale w tym momencie zaczęły się rozchodzić drogi ludzkie i drogi Boże. Ludzie chcieli obwołać Go królem, chcieli, aby On im tutaj przewodził.

Dzisiejsze czytania liturgiczne: 2 Krl 4, 42-44; Ef 4, 1-6; J 6, 1-15
 
To pragnienie nie jest jedynie problemem Żydów z czasów Pana Jezusa. Musimy sobie uświadomić, że my także tego chcemy. Też byśmy chcieli, aby On nam w tym życiu zapewnił błogosławieństwo, obronę, pomyślność, zdrowie. O to najczęściej Go prosimy; mało tego, kiedy nie otrzymujemy, często się obrażamy, przeżywamy kryzys wiary! Pomyślność na tym świecie jest naszym zasadniczym zatroskaniem. Zobaczmy, jakie życzenia sobie wzajemnie składamy: życzę ci szczęścia, zdrowia, pomyślności, długiego życia, realizacji twoich planów… Wszystko to krąży wokół naszego życia tu na ziemi. Trzeba zobaczyć, że to my jesteśmy tymi, którzy pragną obwołać Pana Jezusa królem, aby zapewnić sobie pomyślność i sprawiedliwość tu na ziemi.

A co Pan Jezus na to pragnienie ludzi? Ewangelia pisze: Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę (J 6,15). Można by odczytać Jego gest następująco: „Nie rozumiecie, nie o to chodzi!”

W przyszłą niedzielę odczytamy dalszy ciąg dzisiejszej Ewangelii i zobaczymy, na czym polegało nieporozumienie. Ludzie oczekiwali zaspokojenia swoich potrzeb doczesnych, a Pan Jezus pragnął im dać „prawdziwy chleb z nieba”. Rozmnożenie chleba było tylko znakiem Jego autentycznego pochodzenia od Boga. Znakiem, który powinien zachęcić, aby pójść za Nim jak za Przewodnikiem, tak jak Izrael szedł za Mojżeszem. Oni nie znali Ziemi Obiecanej ani drogi do niej prowadzącej. Musieli całkowicie powierzyć się Przewodnikowi, zawierzyć Mu.

I taka jest nasza sytuacja. Ogromnym zagrożeniem jest szukanie zabezpieczenia według naszych wyobrażeń i znanych sposobów. To właśnie dlatego Żydzi chcieli Pana Jezusa uczynić swoim królem. Ale On mówi: „Nie będę waszym królem według waszych wyobrażeń”. Później św. Paweł, już po doświadczeniu Paschy Chrystusa, napisze: Jeżeli tylko w tym życiu w Chrystusie nadzieję pokładamy, jesteśmy bardziej od wszystkich ludzi godni politowania (1 Kor 15,19).

Zobaczmy: nie wystarczy uznawać Pana Jezusa za kogoś wielkiego, za Proroka, a nawet za Syna Bożego i pragnąć Go obwołać królem – mimo że to przecież jest bardzo szlachetny zamiar! To wszystko pozostaje jeszcze nieporozumieniem, dopóki podejmowane jest według naszych, nawet najlepszych wyobrażeń i pragnień. Rozmijamy się wówczas z tym, co chce nam dać Pan Jezus. To, z czym do nas przychodzi, całkowicie nas przerasta. I dlatego trzeba nam się uczyć od Niego tego, co prawdziwie dobre.

Nie jest to jakaś abstrakcja czy „wielka filozofia”. Ma to swój bardzo konkretny wymiar. W drugim dzisiejszym czytaniu św. Paweł pisze:

Zachęcam was zatem ja, więzień w Panu, abyście postępowali w sposób godny powołania, do jakiego zostaliście wezwani, z całą pokorą i cichością, z cierpliwością, znosząc siebie nawzajem w miłości (Ef 4,1n).

O co chodzi?

Pomiędzy nami zawsze będą różnice, będziemy mieli różne wyobrażenia, wizje, pragnienia, interesy na tym świecie. To wszystko zwykle prowadzi do konfliktów, sporów, niechęci, złości czy wręcz nienawiści lub wojny. I tak jest, jeżeli patrzymy w płaszczyźnie wzajemnych relacji sprowadzonych do tego życia. Ale jeżeli jesteśmy uczniami Chrystusa, to one wszystkie są naprawdę drugorzędne, bo nasza ojczyzna, nasze prawdziwe dobro jest w niebie. To wszystko, co jest na ziemi, przeminie, a pozostanie jedynie to, co należy do Boga. Wyrazem naszej wiary jest znoszenie w miłości wszystkiego, co nas dzieli w tym życiu, by sprzeczności i konflikty tego życia nie przysłoniły nam prawdziwego dobra. „Usiłujcie zachować jedność Ducha”, czyli jedność w Duchu Świętym wspólnego dążenia. Wtedy rzeczywiście Chrystus staje się naszym królem we właściwym sensie jako Król w królestwie Bożym.

Włodzimierz Zatorski OSB | Jesteśmy ludźmi