Anderson pracowała w klinice dwa lata. Jak opowiada, często słyszała, jak lekarz podczas aborcji, szukając poszczególnych części ciała dziecka, mówił do niego. To zresztą jest powszechne zachowanie – opowiada kobieta. Lekarze bowiem muszą mieć pewność, że w macicy kobiety nie została żadna część jej dziecka. Anderson wspomina, że robiło jej się niedobrze, kiedy lekarz mówił: „Chodź tu, mała rączko. Wiem, że tu jesteś. Nie chowaj mi się”.

Była pielęgniarka z kliniki Planned Parenthood opowiada, że często widziała lekarzy, którzy do jej pokoju wchodzili ze szczątkami dziecka w słoiku. Następnie zawartość słoika wylewali na duże sitko. W ten sposób upewniali się, że usunęli wszystkie części dziecka. Kiedy już mieli pewność, że nic w macicy nie zostało, wrzucali szczątki do kanalizacji.

„Typowa kobieta, która korzystała z kliniki Planned Parenthood, zawsze pytała o swoje dziecko. Z doświadczenia wiem, że kobiety te chciały wiedzieć, co się stało ze szczątkami ich dzieci po aborcji”.

MT/LifeNews