Na 9 września holenderskie ministerstwo pracy i polityki społecznej zaplanowało szczyt w sprawie migrantów zarobkowych z krajów postkomunistycznych. Powszechnie wiadomo, że szef resortu, wicepremier Lodewijk Asscherer jest przeciwny legalnemu zatrudnieniu obcokrajowców. Skrajne ugrupowanie Wildersa opowiada się za wprowadzeniem zakazu osiedlania się m.in. Polaków w Hadze, a PVV w liście do rady miasta zażądała ujawnienia liczby pracujących imigrantów.
Według danych resortu Asschera, Polacy stanowią 28 proc. ogółu obywateli UE pracujących w Niderlandach. Za nami są Niemcy (23 proc.), ale ich obecność nie wywołuje tam negatywnych emocji. Niepokojący dla Holendrów staje się rosnący wskaźnik stopy bezrobocia, najwyższy od 1995 r., który w lipcu wzrósł do 7 proc.
Niezbyt optymistyczne prognozy dla naszych rodaków zapowiadają się też w Wielkiej Brytanii. Niedawno minister ds. imigracji w laburzystowskim gabinecie cieni Chrisa Bryanta skarcił dwie brytyjskie sieci handlowe, Tesco i Next za to, że przyjęły do pracy 800 polskich pracowników. Brytyjczycy są zaniepokojeni, bo dzięki obecności zagranicznych niewykwalifikowanych robotników ich pensje od 2010 r. zmalały o 5,5 proc.
ED/gospodarka/dziennik.pl