Każdy dzień przynosi bulwersujące wydarzenia, które trzeba określić jako działanie antynarodowe, antypaństwowe. Są to niestety działania z udziałem władz administracji wojewódzkiej, administracji publicznej".

W tym przypadku mamy do czynienia z rzeczą karygodną. W jednej z podstawowych szkół publicznych, w powiecie strzeleckim na Opolszczyźnie zorganizowano naukę języka niemieckiego od podstaw dla uczniów mniejszości niemieckiej. Tak naprawdę zorganizowano to dla tych, którzy podpisali deklarację, że czują się Niemcami.

Tu jest oczywiście duże pole do różnych nadużyć. Jeśli polskie dzieci chciałyby mieć zajęcia z drugiego języka obcego, niezależnie od języka angielskiego, to władze szkoły wręcz zmuszają do tego, żeby podpisać wniosek o przynależności do mniejszości niemieckiej. Wówczas będzie im przysługiwać prawo do nauki drugiego języka.

Skojarzenia są bardzo przykre. Jeśli porównamy sytuację np. ponad dwumilionowej polskiej mniejszości w Niemczech, która nie ma statusu mniejszości narodowej, a nasze władze nic nie zrobiły, bo znane są z bardzo proniemieckiego, proeuropejskiego nastawienia z Donaldem Tuskiem na czele, to sytuacja tym bardziej staje się kuriozalna.

Pojawia się pytanie: co na to Ministerstwo Edukacji Narodowej? Okazuje się, że odpowiedź pani minister Kluzik-Rostkowskiej była taka, że deklaracja przynależności do narodu jest sprawą subiektywną i nie podlega weryfikacji przez organy państwowe.

O co w tym chodzi? Chodzi o pieniądze i o akcję germanizacji, wynaradawiania. Szkoły korzystają z zapisów, które mówią, że na kształcenie dla uczniów przynależących do mniejszości narodowej dostaje się większe pieniądze. Subwencja na ucznia mniejszości narodowej, czy często tzw. mniejszości narodowych, bo ta deklaracja daje też możliwości różnych nadużyć i wykorzystywania przez dyrekcję szkół tego stanu rzeczy, może sięgać nawet do 100 proc. więcej.

Jest to oczywiście dyskryminujące dla polskich dzieci. Sytuacja, że rodzice polskich dzieci mają w szkole taką dyskryminacyjną sytuację, jest sytuacją bulwersującą.

Rodzice polskich dzieci muszą się wpisywać na – myślę, że jest to dobre określenie – volkslistę. Jest to kolejny skandal Ministerstwa Edukacji Narodowej, które z edukacją, a tym bardziej narodową nie ma nic wspólnego.

Krzysztof Kawęcki
historyk, wiceminister edukacji narodowej w rządzie Jerzego Buzka

Źródło: Radio Maryja