Jak już nie mają się o co do Prawa i Sprawiedliwości przyiwanić, to się przyiwanili o Orbana.

Otóż po pierwsze Orban nie jest i nigdy nie był politycznym kolegą Prawa i Sprawiedliwości. Jego partia Fidesz należy do Europejskiej Partii Ludowej, a więc tam, gdzie PO i PSL. A zatem Orban to kolega PO i PSL-u, nie nasz.

A po drugie – Orban nam się owszem, podobał, gdy na przykład wprowadzał podatki od wielkich sieci handlowych, gdy robił porządki w węgierskim sądownictwie czy załatwiał problem węgierskich frankowiczów. Podobał się nam, gdy mimo jazgotu całej europejskiej lewicy twardo bronił węgierskich interesów w Unii Europejskiej. Taki Orban nam się podobał.

Ale teraz Orban bratający się z Putinem nam się nie podoba. Taki Orban szkodzi nam, szkodzi Europie, szkodzi także Węgrom. Putin, podczas węgierskiej wizyty, nie przypadkiem kłaniał się grobom żołnierzy sowieckich poległych w Budapeszcie w 1956 roku, lecz chciał w ten sposób przypomnieć, że tam kiedyś było rosyjskie panowanie i on chce, żeby znowu było.

I tyle w sprawie Orbana, który – jeszcze raz podkreślam – jest politycznym sojusznikiem PO i PSL-u, a nie Prawa i Sprawiedliwości.

Niestety koledzy Orbana, ci z Platformy i PSL-u, maja na sumieniu gorsze rzeczy, niż sam Orban.

To ich rząd przez lata łasił się do Putina. To oni kombinowali z Putinem przed Smoleńskim, a po Smoleńsku czołem mu bili i wszystkie jego kłamstwa żyrowali i żyrują nadal. To dla nich Putin był przyjacielem, a Kaczyński zagrożeniem i wrogiem.
To oni, już po zajęciu Krymu, nadal chcieli urządzać Ruski Rok w Warszawie. Ruski rok, nawet nie ruski miesiąc…
To oni jeszcze dziś, zwłaszcza ci z PSL-u, gdy płonie Ukraina, puszczają do ludzi ulotki i oko, że to PiS wojnę wywołał na Majdanie. Obrzydliwe, haniebne sugestie, ocierające się zdradę stanu.

A zatem, koledzy z PO i z PSL – weźcie sobie Orbana, razem z jego zgubną prorosyjska polityką. To wasz kolega, też prorosyjski, tylko mniej od was czołobitny…

Janusz Wojciechowski