Dosyć zaskakujące, że podpis ks. biskupa widnieje pod treścią Orędzia Wołyńskiej Rady Kościołów. Wcześniej abp Lwowa Mieczysław Mokrzycki dystansował się wobec takich fałszywie pojednawczych listów ukraińskiej cerkwi grecko-katolickiej w sprawie 70 rocznicy ludobójstwa na Wołyniu.

A gdzie to orędzie jest?

Wydrukowała je dziś w ramce na drugiej stronie „Gazeta Wyborcza”.

Oni wpisali mnie do takiej rady, ale nigdy nie byłem na tej radzie.

Orędzie podpisane zostało przez duchownych: metropolitę Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego Nifonta, metropolitę Mychaiła z Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Kijowskiego, biskupów Wołodymyra i Jozafata z Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, administratora diecezji łuckiej Kościoła rzymskokatolickiego bpa Stanisława Szyrokoradiuka oraz dwóch pastorów przedstawicieli Kościoła protestanckiego...

Mnie tam nie było na tej radzie. Oni robią świństwo. Jestem w Kijowie, a oni zebrali się i napisali. Nawet nie wiedziałem, że przygotowali takie orędzie.

Czyli ksiądz biskup nie podpisał tego orędzia?

Nie, nie byłem też na tej radzie. Był mój zastępca. Mieliśmy konferencję biskupów Ukrainy w Berdyczowie od 15 do 18 kwietnia i tam napisaliśmy list. On się ukaże i proszę go traktować za centralny nasz głos.

Zastanowiło mnie to orędzie, bo pokazało, że niespójny jest głos rzymskokatolickich biskupów.

Nie wiem co zrobić z tym Orędziem, bo nawet go nie widziałem. To trzeba wyrzucić. Nie jestem ordynariuszem, a tylko administratorem na Wołyniu.

Czyli ksiądz dystansuje się od tego listu?

Tak. To jest zmanipulowanie i proszę wiedzieć, że ono będzie jeszcze niejedno. Mojego podpisu tam nie ma, chyba że jest podrobiony.

Jakie ksiądz ma wobec tej wołyńskiej tragedii zdanie. Trzeba przeprosić Polaków, wyjaśnić prawdę do końca?

Oczywiście. Trzeba to nazwać tak, jak to się naprawdę nazywało.

W tym orędziu napisano o „krwawej konfrontacji między Ukraińcami i Polakami na Wołyniu”.

Nie było konfrontacji to była rzeź wołyńska. Nie było żadnej wojny między Polakami, a nimi. Nie było nienawiści. Oni czyścili to terytorium w brutalny sposób z Polaków. Jednoznacznie mordowali Polaków. Nie wykluczam też ofiar z drugiej strony, także ci Ukraińcy, którzy ratowali Polaków byli mordowani. Jest o tym multum źródeł. Trzeba prawidłowo to nazwać. To na pewno nie była konfrontacja. Absolutnie się na to nie zgadzam.

Uda się ukazać tą prawdę?

Pracuje nad tym wiele komisji. Będą prace naukowe i konferencje na Wołyniu. Będę w nich uczestniczył i mówił prawdę. To orędzie to jest robienie polityki. Na podstawie dokumentów będą pisane konkretne komunikaty jak było naprawdę. Ta prawda musi być przyznana. Byłem wychowywany w takim czasie, że nie wiedziałem o tym co, się działo na Wołyniu. Nie można więc mówić o wojnie, o konfrontacji narodów, jeśli Ukraina nawet o tym nawet nie wiedziała. To się działo na Wołyniu. Nie można tego teraz spychać na wspólnotową odpowiedzialność. Musi być konkretnie powiedziane, kto jest winny, a nie cały naród ukraiński.

W orędziu jest mowa o tym, że „nie mamy prawa osądzać, a tym bardziej karać czy się mścić”. Choć przecież ludobójstwo, straszne zbrodnie należy osądzać...

Tu będzie robione dużo manipulacji. Cały lipiec będzie poświęcony nabożeństwom z te niewonne ofiary ludzkiej nienawiści.

Ksiądz biskup uważa, że Ukraińcy mają świadomość strasznej krzywdy wyrządzonej Polakom?

Prości ludzie mają taką świadomość, mają ją starsi ludzie, widziałem to gdy odprawiałem nabożeństwo we wioskach, mówili „chyba my winni, że to było”. Z drugiej strony, miałem wrażenie, że duchowni grecko-katoliccy jak rozmawialiśmy o tym, to albo nic nie wiedzą, albo nie chcą wiedzieć. Łatwiej im mówić o konfrontacji niż przyznać prawdę. To jest bolesne. Nie wiem czemu tak poważnie biorą tą Wołyńską Radę Kościołów, jeśli ona nic nie znaczy.

Rozmawiał Jarosław Wróblewski