Upadek polskiego sądownictwa pozostaje poza dyskusją. Z upolitycznieniem wymiaru sprawiedliwości mamy do czynienia nieustannie. Szczególnie widoczne to jest w procesach lustracyjnych. Byli tajni współpracownicy SB zostają przez sądy uznawani za „czystych”, mimo niezbitych dowodów o ich współpracy z tajnymi służbami PRL, znajdującymi się w archiwach IPN.

    Pleniąca się korupcja, wreszcie brak profesjonalizmu oraz niedbalstwo w prowadzeniu dokumentacji sądowej. Ta ostatnia dosyć nagminna słabość powoduje, że wiele spraw się przedawnia. Ostatni głośny przypadek karygodnego niechlujstwa wyrządził krzywdę wielu młodym dziewczętom, ich rodzinom i bliskim.

W jednym z sądów poznańskich ujawniono dane 16 młodych, nieletnich jeszcze dziewcząt, które były ofiarami pedofilii. To jakiś koszmar. Skandal polega na tym, że nie jest to niedbalstwo jednego człowieka, lecz co najmniej kilku osób.

    Nazwiska ofiar wywieszone zostały na drzwiach sali, w której odbywały się rozprawy przeciwko ponad 60-letniemu pedofilowi. Na tzw. wokandzie podane były imiona i nazwiska dziewczynek, które nakłaniał bądź zmuszał do fizycznego kontaktu z nim.

    Listę taką najprawdopodobniej przygotowywała na podstawie aktu oskarżenia jedna z pracownic sekretariatu wydziału karnego, który prowadził sprawę. Wokandę zatwierdza zwykle szefowa sekretariatu. Następnie listę powinien sprawdzić i parafować sędzia, prowadzący proces. Robi to aby upewnić się, że wszystkie dane, takie jak terminy oraz godziny rozpoczęcia procesu są podane prawidłowo. Upewnia się, czy poprawne są nazwiska pozostałej dwójki sędziów lub ławników. Na listę powinna też zwrócić uwagę protokolantka, wyznaczona do rejestrowania rozprawy. Każda z tych osób wie, że nazwiska ofiar pedofilii, gwałtów, molestowania seksualnego nie mogą być publicznie ujawnione przez sąd.

    W gruncie rzeczy tej kompromitacji sądu nie może usprawiedliwić np. to, że listę sporządziła słabo zorientowana, początkująca pracownica sekretariatu i poza nią nikt listy, zanim nie trafiła na drzwi sali rozpraw, nie widział. Nie moją rzeczą jest wskazywanie osób, które winny być ukarane.

Nie rozumiem jednak dlaczego sądy mają ciągle odwagę domagać się, aby do każdego przejawu ich działalności odnosiły media się z czcią lub co najmniej szacunkiem.

Jerzy Jachowicz/sdp.pl