Szef ukraińskiego IPN Wołodymyr Wiatrowycz brnie w zaparte. W rozmowie z dziennikiem "Rzeczpospolita" twierdzi, że ukraińskie zbrodnie dokonane na Polakach są porównywalne z rzekomymi zbrodniami, których dopuścili się Polacy własnie. A wszystko w sosie putinowskim, bo Polacy upominający się o pamięć ofiar ukraińskich zbrodni mają działać na rzecz Moskwy...

"Według mnie wydarzenia te można interpretować jako wojnę polsko-ukraińską" - mówi Wiatrowycz o ludobójstwie wołyńskim.

Twierdzi, że chodziło tam o konflikt, w którym z jednej strony działała UPA, a z drugiej AK. "Wszystkie strony konfliktu kierowały się jedną logiką – kwestia spornych terenów, które Ukraińcy nazywali zachodnią Ukrainą, a Polacy wschodnią Polską, zostanie rozwiązana po wojnie w zależności od tego, jaka ludność będzie je zamieszkiwała. W związku z tym możemy mówić, że działania ukraińskiego i polskiego podziemia były symetryczne. Obydwie strony konfliktu dopuszczały się zbrodni wojennych. Oczywiście, UPA dopuszczała się takich działań wobec ludności polskiej, ale i polskie podziemie, w tym AK, tak samo traktowało ludność ukraińską" - mówi szef ukraińskiego IPN.

Następnie podważał ustalenia polskich historyków, twierdząc, że Polaków na kresach południowo-wschodnich nie zginęło wcale 100 tysięcy, jak podaje się zwykle, ale 40 tysięcy. Tymczasem zamordowanych Ukraińców miałoby być 15-20 tysięcy. A skoro tak, to według Wiatrowycza zbrodnie są porównywalne.

"Widzimy, że Prawo i Sprawiedliwość oraz Kukiz'15 i PSL chcą przekreślić dotychczasowe działania służące pojednaniu. Koncepcja „ludobójstwa" przewiduje jednostronną odpowiedzialność Ukraińców. Co więcej, daje możliwość ukrycia przestępstw, których dopuszczała się polska strona wobec ukraińskiej ludności cywilnej" - krytykuje Wiatrowycz.

Pytany o kult banderowców na Ukrainie odparł, że Polacy nie mają prawa mówić Ukraińcom, jak mają odnosić się do UPA, a poza tym... my kultywujemy pamięć AK i Żołnierzy Wyklętych, a wśród nich byli według Wiatrowycza "ci, którzy mordowali Ukraińców".

Na koniec szef IPN Ukrainy przestrzegł przed Moskwą. "ampania dotycząca „ludobójstwa" już negatywnie odbiła się na naszych stosunkach. Politycy powinni pozostawić to historykom i zająć się przyszłością. Tym bardziej w obliczu rosyjskiej agresji, z którą ma do czynienia Ukraina i która zagraża bezpieczeństwu Polski. Wiemy, że Rosjanie nie zatrzymają się przy wschodniej granicy Polski, ale pójdą dalej" - powiedział.