Jednak dyskusja powinna się opierać na faktach, nie zaś na przeczuciach czy subiektywnych wrażeniach.

Najdziwniejsze w dyskusji na temat naszych południowo-wschodnich sąsiadów jest to, że o zagrożeniu ukraińskim nacjonalizmem, mówią przede wszystkim polscy nacjonaliści. Potwierdza to tylko tezę, że nacjonalizmy same się znoszą, i zbyt daleko idące (graniczące z szowinizmem), utrudniają relacje międzynarodowe. Jeśli jednak odrzucić pewne zacietrzewienie, często o zabarwieniu antyzachodnim, obecne w wielu skrajnie prawicowych środowiskach, to otrzymamy bardzo duże pole do dyskusji. Przecież większości polskich narodowców chodzi o Polski interes, czyli o to, o co powinno obchodzić wszystkich polskich polityków. Tylko, że trzeba ten interes poprawnie zidentyfikować, i zdefiniować. W kwestii relacji z Ukrainą podnoszą oni często słuszne kwestie, ale ich interpretacje są często zbyt daleko, lub zgoła w złą stronę, idące.

Trudna historia

Przeciwnicy wsparcia dla majdanowej rewolucji często mówią o Rzęzi Wołyńskiej. Jest to bardzo istotne wydarzenie w polsko-ukraińskiej historii. Polscy politycy w kontaktach z Ukraińcami nie powinni o tym zapominać. Używanie haseł i symboli, pod którymi dokonała się ta rzeź, przez różne siły polityczne obecne na Majdanie, musi napawać wielu Polaków niepokojem. Jednak czy rzeczywiście powinna ta wielka zbrodnia definiować nasze dzisiejsze relacje z Kijowem? Jeśli dla kogoś ludobójstwo na Wołyniu jest argumentem, żeby w obecnym konflikcie popierać Władimira Putina, to niech się zastanowi nad Operacją Polską NKWD z lat 1937-39. Ponad 100 tys. osób zginęło tylko dlatego, że byli Polakami, z rąk jednej z najbardziej zbrodniczej organizacji w historii. A dzisiejszy idol wielu prawicowców, Władimir Putin, służył w KGB, bezpośredniej kontynuatorce NKWD. Wielu prawicowych komentatorów musi sobie zadać pytanie, kto ma większe wpływy, neobanderowcy na Ukrainie, czy postczekiści w Rosji. Obie tradycje są zbrodnicze, z tym, że ta druga jest dla nas zdecydowanie groźniejsza.

Jak ułożyć poprawne relacje z sąsiadem, mimo trudnej historii, pokazuje przykład Niemiec i Polski. Mimo że współpraca polsko-niemiecka jest mocno asymetryczna z przechyłem na zachód, to jednak trudno nie przyznać, że nasze kraje wypracowały sobie model ułożenia stosunków dwustronnych. Mimo trudnej historii, Niemcy są w Polsce generalnie akceptowani jako partner, a do Niemców mamy raczej pozytywny stosunek. Co więcej, nie zmienia tego znacząco groźne dla Polski działania elit w Berlinie, jak popieranie Związku Wypędzonych, próby reinterpretacji II Wojny Światowej czy próby forsowania polityki klimatycznej godzącej w nasz przemysł. Te wszystkie problemy wynikają z małej asertywności polskiego rządu, ale nawet zmiana podejścia Polaków do tych spraw nie zmieniłaby znacząco pozytywnych relacji polsko-niemieckich. I nikt nie mówi, że istniejące w Polsce ruchy nacjonalistyczne mogą zagrozić Niemcom (mimo że istnieje u nas spora mniejszość niemiecka, mająca niemałe przywileje). Więc to od nas zależy, jak poradzimy sobie z trudną historią łącząca nas z Ukraińcami, i nie należy od razu przesądzać zwycięstwa antypolskich nastrojów na wschód od Buga.

Najpierw interesy, ale jakie?

Rafał Ziemkiewicz krytykując jego zdaniem bezrefleksyjną politykę Polski wobec Kijowa, podał przykład naszych nienajlepszych stosunków z Litwą. Tylko, że sytuacja tego kraju jest mocno różna od sytuacji Ukrainy. Na Litwie Polacy stanowią prawie siedmioprocentową mniejszość, dominującą w niektórych regionach. Na Ukrainie Polacy stanowią 0,3% społeczeństwa, w dodatku najwięcej ich jest na niegraniczącej z Polską Żytomierszczyźnie. Litwa swoją tożsamość budowała w opozycji do Polski. Do XX w. Polacy nie uznawali Litwinów za odrębny naród, a Wilno, historyczna stolica Litwy, było zdecydowanie polskim miastem. Oczywiście to wszystko nie usprawiedliwia zachowania naszych północno-wschodnich sąsiadów, ale pozwala nieco zrozumieć sytuację. Można pokusić się o stwierdzenie, że historyczne relacje Polski Litwy, przypomina te rosyjsko-ukraińskie. Ukraina jest zupełnie innym przypadkiem. W przeciwieństwie do Litwy, jest podobnej wielkości jak Polska krajem, więc nie musi się tak bardzo obawiać zdominowania. Mniejszość polska na Ukrainie jest nieznaczna, nie stanowi też dla Kijowa problemów ze względu na tendencje secesjonistyczne. Mimo głupich uwag skrajnych nacjonalistów po obu stronach, nie mamy z naszym wschodnim sąsiadem zatargów granicznych. Wbrew pozorom, wszystko więcej jest punktów do wspólnego działania niż do konfliktu.

Polskie władze mają duże możliwości, jeśli chodzi o przyciągnięcie do siebie Ukrainy. W Polsce już teraz studiuje dużo młodych Ukraińców. W związku z sytuacja demograficzną, studenci z za Buga mogliby wypełnić coraz większe pustki na polskich uczelniach. Tu pojawia się też kolejna kwestia, bardzo niepopularna w Polsce, a mianowicie praca obywateli Ukrainy w naszym kraju. Brak rąk do pracy, szczególnie specjalistów, w naszym kraju może być w najbliższym czasie coraz większym problemem. Przy coraz większej emigracji lekarzy czy informatyków z Polski, nasi wschodni sąsiedzi mogliby być bardzo cennym uzupełnieniem rosnących braków w wielu dziedzinach gospodarki. Musimy się liczyć z tym, że w związku z coraz większymi kosztami utrzymania systemu emerytalnego, trzeba będzie się posiłkować imigracją. A Ukraińcy są nam dużo bliżsi językowo, kulturalnie, czy religijnie niż potencjalni imigranci z Afryki czy Bliskiego Wschodu. Bez względu na ocenę relacji polsko-niemieckich, trzeba uczyć się od mądrzejszego sąsiada. Trzeba utrzymywać przyjazne relację z Kijowem, starać się być jego adwokatem w Europie, prowadzić politykę kulturalnej i politycznej promocji naszego kraju w ukraińskim społeczeństwie.

Mniej emocji

Dyskusje o Ukrainie po prawej stronie polskiego Internetu, często jest okazją do promocji określonych postaw geopolitycznych. Nie jest problemem, kiedy nienawiść do nowych władz w Kijowie okazują zwolennicy orientacji prorosyjskie i fani putinizmu. Gorzej, gdy niechęć nie tylko Majdanu, ale i często całego narodu ukraińskiego okazują komentatorzy mieniący się polskimi patriotami. Dlatego warto się zastanowić, czy konflikt z Ukrainą jest rzeczywiście w polskim interesie? Tak samo czy jest w nim realizacja geopolitycznych celów Moskwy? Owszem, łączy nas Ukraińcami trudno historia, ale to samo można powiedzieć o Niemcach i Rosjanach. Wielu narodowców nawołuje do prowadzenia polityki realnej, a właśnie taka polityka potrzebna jest w relacjach z naszym południowo-wschodnim sąsiadem. I choć o krzywdach nie należy zapominać, to nie należy ze złych emocji czynić podstaw polityki zagranicznej.

Bartosz Bartczak