"Trudno powiedzieć, że Niemcy nic sobie z tych sankcji nie robią. Sankcje będą, oni sobie co najwyżej skalkulowali, że zyski będą większe niż straty. Moim zdaniem błędnie." - prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski komentuje dla nas ostatnie sygnały ze strony Niemiec na temat prób obejścia amerykańskich sankcji przeciw Nord Stream 2.

Ostatnio znów coraz głośniej o inicjatywach niemiecko-rosyjskich mających na celu obejście sankcji dotyczących Nord Stream 2. Rząd Meklemburgii-Pomorza Przedniego, jednego z krajów związkowych RFN, zapowiedział założenie w tym celu fundacji, która - co szczególnie kuriozalne - przedstawiana jest jako proekologiczna i służąca ochronie klimatu. O komentarz do sytuacji wokół budowy gazociągu poprosiliśmy Przemysława Żurawskiego vel Grajewskiego, politologa, profesora Uniwersytetu Łódzkiego.

"Myślę, że nie jest to jakoś wybitnie zaskakujące. Projekt jest przecież prowadzony od dawna i nie bez kozery nazywa się Nord Stream 2 czym nawiązuje do zrealizowanego Nord Stream 1." - komentuje nasz rozmówca.

Zdaniem Żurawskiego vel Grajewskiego mamy do czynienia z wyraźnym i świadomym pójściem Berlina na konfrontację z USA, o czym świadczy także sprawa porozumienia unijno-chińskiego, wypracowanego przez prezydencję niemiecką w sposób korzystny dla Niemiec.

"To wszystko jest jeszcze czasowo równoległe do ostatniej presji prezydencji amerykańskiej na porozumienie Unii Europejskiej z Chinami, a związek między jednym a drugim jest taki, że zarówno Nord Stream 2, jak i umowa w Chinami są wyraźnymi krokami antyamerykańskimi. W związku z tym decyzja o forsowaniu porozumienia unijno chińskiego jest faktycznie decyzją o wejściu na tor kolizyjny z Waszyngtonem." - wyjaśnia politolog.

Pól konfliktu między Niemcami a USA jest więcej. Nic też nie wskazuje na to, by polityka amerykańska, gdy chodzi o poruszane problemy, zmieniła się w sposób istotny po zmianie w Białym Domu.

"Nord Stream 2 jest pod presją Stanów Zjednoczonych, i to - przypomnijmy - Kongresu, a nie administracji prezydenckiej, a zatem zmiana w Białym Domu nie zmieni tej presji amerykańskiej. A w związku z faktem, że Stany Zjednoczone znów idą ponadpartyjnie, bo uchwałą Izby Reprezentantów z 18 listopada ub.r. udzieliły poparcia Trójmorzu (a Trójmorze w swoim wymiarze energetycznym jest przecież projektem wypierania gazu rosyjskiego z Europy Środkowej poprzez otwieranie rynku na LNG amerykański, w związku z czym odbiera ten rynek, na który miał być tłoczony gaz przez Nord Stream 2), mamy zatem pełen konflikt, na tym polu także. No i najwyraźniej moim zdaniem jest to decyzja Berlina o tym, że ten konflikt zostanie podjęty."

Według rozmówcy portalu Fronda.pl, Niemcy, licząc się z sankcjami i kosztami, starają się poprzez ostatnie decyzje ugrać dla siebie jak najwięcej, choć ich kalkulacja może okazać się mylna.

"Skoro spór i tak będzie i jego koszty będzie trzeba zapłacić, no to siłą rzeczy następuje dążenie do - skoro już płacimy koszty - do maksymalizacji zysków. Taka jest tego logika... Trudno powiedzieć, że Niemcy nic sobie z tych sankcji nie robią. Sankcje będą, oni sobie co najwyżej skalkulowali, że zyski będą większe niż straty. Moim zdaniem błędnie." - stwierdza Żurawski vel Grajewski.

"Myślę, że możliwa do odczytania z przedwyborczych zapowiedzi Joe Bidena wola amerykańska, a także i wygłaszane nadzieje europejskie, w tym niemieckie, na zmianę natury relacji amerykańsko-europejskich (czyli w istocie amerykańsko-niemieckich) po zmianie administracji w Stanach Zjednoczonych stają pod znakiem zapytania. W Stanach Zjednoczonych nie ma podziału co do konfliktu z Chinami i co do Nord Stream 2." - podsumowuje politolog.


Z prof. Przemysławem Żurawskim vel Grajewskim rozmawiał Tomasz Poller