„Szereg młodych księży bardziej dzisiaj jest obeznanych z formą przekazu niż jego treścią. Ta forma jest urzekająca, jest uwodzicielska - daje możliwość szybkiego i szerokiego zakresu oddziaływania. Ale przecież sednem sprawy powinna być treść. Obawiam się, że wielu z nas duchownych niestety nie ma głębszego rozpoznania tego, co dzieje się w rzeczywistości” – mówi portalowi Fronda.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz, chrystusowiec.


Fronda.pl: Rada Stała Konferencji Episkopatu Polski zdecydowała się powołać zespół ekspertów, który wypracuje nowe zasady dotyczące obecności duchownych w mediach. W ocenie Księdza Profesora takie zasady są dziś potrzebne polskiemu Kościołowi?

Ks. prof. dr hab. Paweł Bortkiewicz, TChR: Jestem przekonany, że Rada Stała KEP podjęła tę decyzję po głębokim przemyśleniu. Jestem także przekonany, że to przemyślenie wynika z analizy aktualnej sytuacji i że jest ono efektem rzetelnego i wnikliwego namysłu. Oczywiście, dotykamy tutaj kwestii bardzo trudnej w odbiorze publicznym – ponieważ takie orzeczenia dla niektórych kojarzą się w sposób bezpośredni z cenzurą. To jednak rolą biskupów jest strzeżenie depozytu wiary. Jestem głęboko przekonany, że w tym duchu należy odczytywać decyzje biskupów polskich.

Media społecznościowe znacznie przyczyniły się do wyprowadzenia na zewnątrz dyskusji dotyczących wewnętrznego życia Kościoła. Nie chodzi tylko o problemy strukturalne, ale też teologiczne. Internet stał się miejscem, w którym teolodzy (i nie tylko teolodzy) spierają się o kwestie doktrynalne. Takie przeniesienie debaty teologicznej z właściwych dla niej struktur kościelnych do szerokiego grona jest dla Kościoła szansą czy zagrożeniem?

Najkrócej powiedziałbym, że wszystko zależy od treści i jakości tej treści. Sama forma jest narzędziem, które faktycznie może służyć zarówno ewangelizacji, jak i dezinformacji. Istnieje niewątpliwie wiele portali, bardzo wiele filmów zamieszczonych na youtube, które mają charakter bezwzględnie ewangelizacyjny i formacyjny. Nie jest to tylko kwestia wypowiedzi samych duchownych, ale także mam tutaj na uwadze programy zamieszczane przez rzetelnych świeckich katolików, zaangażowanych w służbę Ewangelii. To jest niewątpliwie wielka szansa. Ale ponieważ internet pełni rolę współczesnego Speakers’ Corner w Hyde Parku, gdzie w imię wolności słowa każdy może wyrażać swoje przekonania, staje się on także forum, na którym wygłaszane są teorię bardzo wątpliwe, a niekiedy wręcz odbiegające od nauki Kościoła. To nie jest w gruncie rzeczy rzeczywistość nowa, bo przecież całe dzieje teologii pisane są kontrowersjami, sporami, debatami publicznymi. Ale specyfiką mediów internetowych jest ich zasięg, a także trwałość. Na dodatek o ile w Hyde Parku granicą wolności słowa był zakaz obrażania królowej, o tyle w mediach internetowych taki analogiczny zakaz nie jest respektowany. To powoduje, że odbiorca mediów znajduje się w takim supermarkecie idei, w którym obok pokarmu dla duszy znajduje się też ryzyko sięgnięcia po truciznę. A to staje się już oczywiście bardzo niebezpieczne.

„Roma locuta, causa finita” – te słowa św. Augustyna są ważnym paradygmatem w życiu Kościoła. Tymczasem przeglądając dziś profile społecznościowe duchownych nietrudno znaleźć polemikę, a nawet krytykę stanowisk Rzymu czy biskupów w różnych kwestiach. To, że papież lub biskup przemówi, wcale nie przeszkadza duchownym w wyrażaniu odmiennych poglądów. Czy księża mają prawo publicznie, choćby w mediach społecznościowych, krytykować stanowisko swojego biskupa?

Krytyka stanowiska papieża czy biskupów nie jest sprawą nową. W dobie pontyfikatu św. Jana Pawła II mieliśmy - zwłaszcza na Zachodzie, ale później także w Polsce - szereg uwag krytycznych, które wtedy nas bulwersowały. Warto jednak zauważyć, że w przypadku krytyki św. Jana Pawła II mamy, najogólniej mówiąc, do czynienia z dwoma zagadnienia. Pierwszym z nich jest nadmierny „rygoryzm” św. Jana Pawła, czyli mówiąc obiektywnie jego bezwzględna wierność Ewangelii i Magisterium Kościoła. Ten zarzut jest w gruncie rzeczy pochwałą postawy Piotra naszych czasów. Druga grupa zarzutów, to ataki zarzucające papieżowi czyny nieudowodnione. Ta fala krytyki pojawia się współcześnie i nietrudno zauważyć, że jest ona kolejną fazą po tym, jak bezskuteczna okazała się próba dyskredytacji nauczania papieskiego. W tej chwili usiłuje się zatem zdyskredytować osobę, po to by skazać ją na niepamięć. Taka krytyka jest w moim przekonaniu bezwzględnie haniebna.

Natomiast jeżeli spotykamy się z krytyką czy raczej polemiką niektórych współczesnych działań Stolicy Apostolskiej, które budzą wątpliwości, to dopóki ta polemika utrzymuje się na płaszczyźnie debaty i stawianych wątpliwości, wydaje mi się dopuszczalną. O ile jest motywowana próbą konfrontacji wypowiedzi Stolicy Apostolskiej, które często są jedynie przedstawiane w postaci przekazu medialnego, a zatem skróconego, z Magisterium i Tradycją Kościoła. W tym też duchu i kierując się taką zasadą, uważałbym za dopuszczalne krytykowanie wypowiedzi tych hierarchów, którzy dają powód do zastanowienia się, czy ich głosy są zgodne z nauczaniem Magisterium Kościoła. Powodów do takiej krytyki dostarczają współcześnie choćby niektórzy biskupi niemieccy czy austriaccy. Natomiast za niedopuszczalną uważam krytykę opartą na pomówieniach, donosach czy sugestiach. Ta krytyka zazwyczaj dotyczy domniemanych postaw w sferze moralnej i niewątpliwie jest bardzo problematyczna.

Ta teologiczna debata już się przeniosła do internetu. Słyszymy tam wypowiedzi różnych duchownych, często z tytułami naukowymi, które są ze sobą całkowicie sprzeczne. Jeden z popularnych kaznodziejów internetowych stawia tezę, by za chwilę inny tej tezie zaprzeczył. Jak katolik ma odnaleźć się w tym zamieszaniu, aby trwać przy nauczaniu Magisterium Kościoła?

No właśnie katolik ma do dyspozycji Urząd Nauczycielski Kościoła. I to jest punkt odniesienia wszystkich nas obowiązujący, zarówno duchownych, jak i świeckich. Jeżeli zatem słyszymy, na przykład wypowiedzi duchownych przyzwalające na legalizację związków homoseksualnych, to trzeba jednoznacznie stwierdzić, że dla takiej tezy nie znajdziemy żadnego, ale to żadnego oparcia w nauczaniu Kościoła. Jeżeli słyszymy mówiących na przykład o dopuszczalności aborcji eugenicznej, czy to ze względów medycznych, na dodatek jeszcze opatrzonych nadużywanym i zbezczeszczonym słowem „miłosierdzie,” to możemy być pewni, że takie poglądy nie mają żadnego uzasadnienia w nauczaniu Kościoła. Są radykalnie z nim sprzeczne. Zdaję sobie sprawę z tego, że w Pańskim pytaniu kryją się bardziej niejednoznaczne i kontrowersyjne zagadnienia. Jak choćby dotyczące pandemii, zagadnienia szczepionek i szczepień. Wiemy, że w tej kwestii zostały także opublikowane dokumenty Kościoła i mam tutaj na myśli nie tylko notę Kongregacji Nauki Wiary z 2020 roku, ale także wcześniejsze wypowiedzi zarówno tejże Kongregacji jak i Papieskiej Akademii Życia. Warto zauważyć, że akurat w tej kwestii pojawia się bardzo mocny przekaz Kościoła akcentujący zdecydowanie decyzje sumienia w podejmowaniu konkretnych działań. Podobnych tematów kontrowersyjnych w ostatnich latach mamy bardzo wiele. W niektórych z nich, jak na przykład w obliczu przyjmowania uchodźców, stawaliśmy w swoistym zderzeniu bardzo sugestywnych znaków i gestów z całym pakietem dokumentów Kościoła - od adhortacji Ecclesia in Europa po dokumenty Rady Cor Unum. Tam wezwaniu do kultury gościnności towarzyszyło mocne zastrzeżenie, że decyzja o przyjmowaniu imigrantów należy do rządów poszczególnych państw, które powinny kierować się roztropną troską o dobro wspólne swoich obywateli. Przywołuję ten przykład po to, by wskazać różnice między pewnymi spektakularnymi, ale zarazem emocjonalnymi gestami czy słowami, a tym co jest doktryną Kościoła. Niezależnie od poziomu naszej empatii, tym, co jest decydujące, jest posłuszeństwo Kościołowi i wierność prawdzie.

Te sprzeczne twierdzenia na tematy teologiczne wypowiadane przez księży w internecie pokazują również pewien zamęt wśród samego duchowieństwa. Problem leży tylko w kwestii ustalenia zasad wypowiedzi, czy może jednak jest znacznie głębszy i dotyczy formacji intelektualnej księży?

W moim przekonaniu dotyka Pan bardzo ważnego problemu. Może jestem w błędzie, a jeżeli tak to przepraszam za nieuzasadniony pogląd, ale wydaje mi się, że szereg młodych księży bardziej dzisiaj jest obeznanych z formą przekazu niż jego treścią. Ta forma jest urzekająca, jest uwodzicielska - daje możliwość szybkiego i szerokiego zakresu oddziaływania. Ale przecież sednem sprawy powinna być treść. Obawiam się, że wielu z nas duchownych niestety nie ma głębszego rozpoznania tego, co dzieje się w rzeczywistości. Zdaję sobie sprawę z bogactwa teologii, tradycji Kościoła, Jego kultu. Ale stawiałbym przynajmniej jako trochę problematyczną tę dysproporcję, jaką widać wśród młodych księży w zaangażowaniu na rzecz przywracania tradycyjnych form kultu, a zupełnym brakiem zainteresowania nauczaniem moralnym czy społecznym Kościoła. Mówię te słowa oczywiście jako teolog moralista z wykształcenia, któremu akurat ta problematyka jest niezwykle bliska. Wydaje mi się wszakże, abstrahując nawet od osobistych preferencji, że większym problemem jest dzisiaj kwestia głębokiej dyskusji na temat etyki seksualnej, antropologii uzasadniającej takie a nie inne normy postępowania w tym zakresie, dyskusja na temat wartości życia poczętego, kwestie związane z oceną reprodukcji in vitro czy subtelnymi, ale przez to właśnie bardzo konkretnymi kategoriami jak - rozróżnienie między współdziałaniem materialnym a formalnym w złu. To właśnie wokół tych kwestii toczy się większość sporów. Przy czym w dyskusjach z nimi nie wystarczą osobiste przekonania czy przychylność opinii publicznej. Decydująca jest tutaj rzetelna wiedza filozoficzna i teologiczna.

Co Księdza Profesora osobiście najbardziej razi w polskim „katointernecie”?

Może najbardziej rażą mnie komentarze. Czyli sprawa pozornie wtórna. W tych komentarzach pojawiają się często zdania pisane zupełnie językiem dla mnie nieznanym, językiem pełnym perwersyjnych wulgaryzmów. Ale z drugiej strony, pojawiają się często zdania niezwykle emocjonalnie przychylne, nadające i etykietujące bohaterów różnych nagrań czy wypowiedzi nadużywanymi słowami „niezłomny ksiądz”, „prawdziwy świadek Chrystusa”, „to dzięki takim księżom jeszcze nie opuściłam Kościoła”. W odniesieniu do jednego z emerytowanych biskupów spotkałem się niedawno z określeniem „Jan Paweł III”. Jeżeli te zdania zarówno negatywne, jak i pozytywne są szczere, to dramatycznie świadczą o poziomie nas - wspólnoty wierzących. Ale zarazem pokazują, że narzędzie, którym się posługujemy powinno być narzędziem niewątpliwie opatrzonym certyfikatem jakości. Jakkolwiek słowa popularnego utworu mówią „Śpiewać każdy może…”, to jednak nie traktujemy przecież tych słów na serio.

 

Rozmawiał Karol Kubicki