Rozmawiamy z twórcami filmu „Pilecki” oraz autorami ostatnio wydanej książki o rotmistrzu  – Mirosławem Krzyszkowskim i Bogdanem Wasztylem.

 

Witold Pilecki to postać przez lata wyklęta i zapomniana, lekceważona nie tylko przez historyków, ale również przez przemysł filmowy. Jak Panowie sądzą, jakie czynniki decydowały o takim pominięciu jego historii? Przecież pozornie jest to bardzo filmowy temat.

Mirosław Krzyszkowski: Zadajemy sobie to samo pytanie – dlaczego pomijano Witolda Pileckiego? Być może ludzie, którzy nami rządzą, bali się jego nieskazitelności, bo był to człowiek naprawdę kryształowy, człowiek wartości. Istotnie dziwi fakt, że bali się tego również filmowcy, za wyjątkiem Ryszarda Bugajskiego, który stworzył spektakl Teatru Telewizji „Śmierć Rotmistrza Pileckiego”. Wszyscy niby mówili, że to bardzo atrakcyjny temat, ale nikt po niego nie sięgał.

Bogdan Wasztyl: Odpowiedziałbym na to pytanie nieco szerzej i wpisał przedsięwzięcie filmowe w nieco szerszą perspektywę. W 2000 r. przepisywałem najsłynniejszy raport Pileckiego dotyczący obozu Auchwitz, który powstał we Włoszech. Opublikowaliśmy ten dokument wraz z pracą naukową doktora Adama Cyry, opisującą po raz pierwszy czyny Pileckiego. Ku naszemu zdziwieniu w tamtym okresie praktycznie żadne większe wydawnictwo nie było zainteresowane szerszą publikacją na ten temat. Praca nad tym dokumentem popchnęła mnie jednak do podjęcia działań zmierzających do przedstawienia postaci rotmistrza szerszemu gronu.

 

A co sprawiło, że to właśnie panowie postanowili być tymi, którzy po ten temat sięgną?

M. K.: Stwierdziliśmy, że jest to człowiek, który zasługuje na to, by tę jego kryształowość i męstwo pokazać. I że ludzie ją powinni zobaczyć, zobaczyć prawdę. To jeden z powodów, dla których zdecydowaliśmy się na formę dokumentalizowanej fabuły.  

B. W.: Pilecki przebijał się do świadomości społecznej, ale bardzo powoli. Pamiętam uliczny sondaż sprzed paru lat, w którym pytano ludzi o różne postaci historyczne. Kojarzony był Urban, Jaruzelski, a Pileckiego nie kojarzył właściwie nikt. Nasz „Projekt Pilecki” miał za zadanie spopularyzować tę postać, a finałem tych działań jest oczywiście film. Fakt, że ten film powstał nie poprzez działanie instytucji, ale z chęci ludzi, jest niezwykle budujący i udowadnia, że ten film jest potrzebny. Ten tytuł wraz z książką „Pilecki. Śladami mojego ojca” to ukoronowanie wieloletnich działań, wśród których znalazły się m.in. filmu „Ucieczka z piekła. Śladami Witolda Pileckiego”, czy płyty zespołu Forteca „Rotmistrz”.

 

Czy to trudności ze zbieraniem funduszy były dla Panów największą przeszkodą?

M. K.: Powiedziałbym, że najtrudniejsze było poczucie obojętności różnych instytucji, które pozornie powinny nam pomagać.

B. W.: Obojętność nie byłaby jeszcze taka zła, rzekłbym że często była to wręcz niechęć i próby zaszkodzenia. Zastanawiam się zresztą często, co sprawia, że Pilecki wywoływał takie właśnie reakcje i dochodzę do wniosku, że ta postać nie pasuje do dzisiejszej rzeczywistości, był człowiekiem nieskazitelnym moralnie, chciał służyć, był człowiekiem honoru. On nie pozwoliłby sobie na to, by odzierać ludzi z pieniędzy i konsumować ośmiorniczki w drogich restauracjach. Dla współczesnego świata to wyrzut sumienia.

M. K.: Mam jednak poczucie, że o tym, że te wartości są niedzisiejsze, zadecydował ktoś gdzieś na górze, bo tak mu było wygodnie, jednak dla normalnych ludzi wartości, które głosił Pilecki, są ważne, o czym świadczy ich reakcja na pomysł powstania filmu i pomoc, jaką otrzymaliśmy właśnie od zwykłych obywateli. Świadczy to o tym, że społeczeństwo nie jest tak do końca zepsute.

B. W.: Chcieliśmy dlatego opowiedzieć o Pileckim jako o człowieku, pokazać go z bliska i mimo jego kryształowości nie pokazywać go jako pomnika, lecz jako człowieka, aby ludzie zobaczyli, że rotmistrz i jego życie jest bliskie również im.

 

Wiele lat pracy nad projektem dało Panom możliwość bardzo bliskiego spotkania z rotmistrzem Pileckim. Jakby Panowie opisali swoją osobistą relację z tą postacią?

 M. K.: Połączyliśmy swoje życie z rotmistrzem, bez wątpienia. Również poprzez poznanie i przyjaźń zz jego synem Andrzejem Pileckim i jego rodziną. Dla mnie to nie było tylko zlecenie, albo interesująca praca, była to przygoda, a nawet więcej. Odkrywanie świata Pileckiego wymagało pracy nad samym sobą i prawdziwej przemiany i poświęcenia. Spotkanie z Pileckim uczy pokory, tego by nie kreować siebie, tylko głosić prawdę. Dużo czerpałem również ze świadectwa Pileckiego odnośnie do tego, jakim być ojcem. By wychowywać swoje dzieci cierpliwie, z miłością, ale pokazywać jasne wartości i być jednoznacznym. Jestem mu za to bardzo wdzięczny.

B. W.: Mnie z kolei pociąga jego misja społeczna i to, że nigdy nawet w najczarniejszych chwilach np. w Auschwitz nie stracił z oczu tego, co to znaczy być człowiekiem. Dla niego zawsze drugi był bliźnim, każdy współwięzień, którego spotkał, a wszystko co robił, robił z poczucia misji. Porusza mnie to, że nie dał się stłamsić totalitarnemu terrorowi bazującemu na najbardziej pierwotnych instynktach.

 

Jak wiemy, film jest fabularyzowanym dokumentem, ale gdy się pomyśli o przeżyciach głównego bohatera, w głowie rodzi się obraz, który nadawałby się na pierwszorzędny szpiegowski thriller wojenny. Czy gdyby dysponowali Panowie większym budżetem, film wyglądałby inaczej?

M. K.: Zawsze staraliśmy się mierzyć siły na zamiary i nigdy nie mieliśmy jakiś epickich aspiracji w przypadku tego filmu. Tak naprawdę nie łatwo jest zbudować atrakcyjną fabułę, gdy mamy do czynienia z tak czystą i nieskazitelną postacią. A przecież zmienianie faktów i dostosowywanie ich do realiów filmów komercyjnych mijałoby się z celem.

B. W.: Nie ma w nas przekonania, że wysokobudżetowe produkcje są lepsze od niskobudżetowych. Oczywiście, gdyby budżet był większy, praca byłaby bardziej komfortowa, może technicznie film byłby bardziej dopieszczony, ale w samym sposobie opowiadania niewiele by się zmieniło. Mamy przeświadczenie, że taka forma mówi prawdę o tym bohaterze.

 

A czy książkę „Pilecki. Śladami mojego ojca” możemy odbierać jako uzupełnienie filmu?

M. K.: Książka to dzieło zupełnie odrębne. Przekaz poprzez literaturę i film to zupełnie różne rzeczywistości. Książka o film zaczepia, co jest oczywiste, ale jest odmienna, przede wszystkim dlatego, że film opowiada tę historię obrazami, grą aktorską, montażem, a literatura używa innych środków.

B. W.: Założeniem książki nie było uzupełnienie filmu, ale stworzenie dzieła kompletnego, dzięki któremu człowiek, który ją weźmie do ręki, nie będzie już musiał szukać innych źródeł. Jednocześnie jest to książka bardzo bogata w fakty, oddająca ducha Pileckiego, napisana w sposób popularny i przystępna. Ważna jest w niej również perspektywa Andrzeja Pileckiego i jego doświadczenie. Zresztą czujemy, że w tej książce pokazując osobę pana Andrzeja, pokazujemy rotmistrza, bo mają wiele wspólnych cech.

 

To znaczy jakich?

B. W.: Obowiązkowość, gotowość do służby, skromność i pokora. Podobnie jak ojciec, tak i Andrzej Pilecki nie oczekuje, że coś mu się od życia należy. Na niedawnej uroczystości poświęconej pochówkowi wyklętych i rozpętała się mała afera, gdy dziennikarze zauważyli, że Andrzej stał poza obszarem VIP-ów, a prawda była taka, że on po prostu chciał tam stać, bo nie lubi być na świeczniku i zasiadać w pierwszych rzędach. Ta postawa pokory łączy go z ojcem. Jednocześnie jest w nim ogromna energia, apetyt na życie i poczucie humoru oraz chęć służby społeczeństwu. To samo robił Witold Pilecki. Chciał coś dać od siebie dla innych i nie oczekiwał nagród.

M. K.:  Taką nagrodą dla Andrzeja, jak sam przyznaje, jest sam fakt, że po tych wszystkich latach w końcu imię jego ojca zostało nagłośnione i ludzie je poznali.

 

A mają Panowie poczucie, że to zadanie zostało zakończone, czy też nie jest to jeszcze koniec drogi?

B. W.: To dzieło nigdy się nie skończy. Wciąż powstają nowe inicjatywy i środowiska, w które Pilecki wnika i im patronuje. I bardzo dobrze, bo jest to wspaniałe przedłużenie naszych działań. Ludzie organizują się, by „Pileckiego” oglądać, np. w Białymstoku kibice Jagiellonii wymogli na kinie Helios, by pokazał im ten film. To piękna sprawa, bo takie oddolne inicjatywy bardzo trudno zablokować.

M. K.: Dlatego też mamy nadzieję, że tego dzieła przywracania pamięci o Witoldzie Pileckim już nic nigdy nie powstrzyma.

 

Rozmawiał M. W.