Fala krytyki spadła na autorów programu „Czarno na białym”. Zaprezentowano w nim historię migranta, który miał przez sześć dni pływać w rzece bez jedzenia. Teraz dziennikarze próbują tłumaczyć się tym, że… nie mają dostępu do strefy objętej stanem wyjątkowym.

We wczorajszym wydaniu „Czarno na białym” na antenie TVN24 wyemitowano reportaż Katarzyny Lazzeri. Dziennikarka wysłuchała relacji mieszkanki Hajnówki pomagającej migrantom. Ze łzami w oczach kobieta opowiedziała historię migranta, który przez sześć dni miał pływać w rzece.

Absurdalny reportaż wzbudził falę krytyki, po której stacja próbuje zrobić krok w tył. Na stronie internetowej TVN24 opublikowano dziś oświadczenie w sprawie historii o Ibrahamie. Winę za publikację absurdalnych historii stacja zrzuca na… rząd.

- „Standardem pracy redakcji Czarno na białym jest weryfikacja informacji. W sytuacjach takich jak kryzys graniczny, gdy decyzją władz dziennikarze nie mają dostępu do miejsca wydarzeń, zdani jesteśmy na relacje świadków”

- napisano w oświadczeniu.

Do komunikatu dodano też oświadczenie mieszkanki Hajnówki, która podzieliła się tą opowieścią.

- „Oświadczam, że historia Ibrahima jest historią prawdziwą. Ibrahim opowiedział mi ją osobiście”

- przekonuje Katarzyna Wappa.

- „Obawiam się jednak, że moje słowa zostały potraktowane zbyt dosłownie. Zastosowałam pewien skrót myślowy, dotyczący trwającej sześć dni podróży, której traktem była rzeka”

- dodaje.

kak/TVN24, wPolityce.pl