„Żaden minister nie może czuć się bezpieczny” - mówi rzecznik rządu Paweł Graś i zapowiada, że premier zamierza przejrzeć swoją drużynę po stu dniach funkcjonowania gabinetu. To oznacza jedno: dymisje. Zapewne na pierwszy rzut pójdzie Joanna Mucha i może Bogdan Zdrojewski za umowę ACTA. Może polecą też inne głowy. Donald Tusk ma z pewnością najgorszy okres w swojej karierze szefa rządu, który wcale nie musi być spowodowany jedynie jego jawnymi zaniedbaniami. Dziwnym trafem wszystko zaczyna mu się sypać po aresztowaniu znanego generała III RP i tego Tusk może nie zapacykować pijarem. Premier musi więc zrobić wszystko, by odzyskać inicjatywę w oczach obywateli. „Te pierwsze tygodnie rządu pokazują, że potrzebna jest integracja, dobre pomysły i twarda ich realizacja” - mówi Schetyna. „Uważam, że teraz powinniśmy być wszyscy razem. Szczególnie teraz i szczególnie razem, bo jest trudna sytuacja” - dodał w radiowej "Trójce" polityk, który od miesięcy jest jawnie niszczony przez Tuska. Nie zapominajmy, że były numer 2 w PO był marginalizowany w partii w bardziej otwarty sposób niż jego poprzednicy, którzy „poślizgnęli się na skórce od banana”. Przykład niszczenia Schetyny pokazywał, że Tusk czuje się jak prawdziwy wszechmocny Don Corleone polskiej polityki. Zapomniał, że Vito też nie ustrzegł się upadku.

Schetyna pytany, co by odpowiedział, gdyby premier zaproponował mu powrót do Rady Ministrów, powiedział dyplomatycznie: „Proszę dać szansę, żebyśmy porozmawiali, wspólnie zanalizowali tę sytuację, ona jest poważna, ale nie jest dramatyczna” - powiedział. Na pytanie, czy wyklucza możliwość powrotu do rządu, odparł: „Nie, chcę porozmawiać i jestem absolutnie zaangażowany w to, aby rządowi pomagać”. Schetyna oczywiście postępuje racjonalnie. Wydaje się, że wszystkie dobre karty leżą dziś po jego stronie. Donald Tusk proponując mu miejsce w rządzie, z którego w radykalny sposób go wyrugował, pokazuje swoją postępującą słabość. Oczywiście zwolennicy premiera będą przekonywać, że Tusk chce Schetynę związać ze sobą i obarczyć współodpowiedzialnością za porażki (tak jak zrobił z największym wewnętrznym krytykiem PO, Jarosławem Gowinem). Oczywiście zwolennicy takiej tezy mają rację. Jednak tym razem to Schetyna, który jest wygłodniały vendetty może przechytrzyć Tuska. Nie można zapominać, że ma on po swojej stronie nie tylko kilku ministrów i wciąż ważne postacie w terenowych strukturach PO, ale również sojusznika w postaci prezydenta Polski, Bronisława Komorowskiego, który wie, że Tusk może chcieć za 3 lata startować w wyborach prezydenckich. W tej chwili Schetynie brakuje tylko jawnego poparcia mediów, które pewnie na wyraźny znak przełożenia wajchy dojrzą w Tusku szkodnika. Wydaje się, że to tylko kwestia czasu. Nie jestem więc przekonany czy Schetyna dobrze by zrobił wchodząc do rządu, i w jego szeregach wyczekiwać dogodnego momentu, by wbić mu nóż w plecy. Czy nie bezpieczniej jest wjechać na białym koniu jako odnowiciel i budowniczy państwa miłości?

Łukasz Adamski