Nie dam się namówić na wojnę z Kościołem - mówi Donald Tusk w rozmowie z Dominiką Wielowieyską. - Dla mnie rzeczą bardzo ważną jest zachowanie bezcennej specyfiki Platformy. Ja ją może zbyt trywialnie sformułowałem, mówiąc tuż przed wyborami, że nie będziemy klękać przed księdzem. A chodziło o to, że jeśli będziemy dalej mieli władzę, to nie po to, by państwo świeckie ustępowało w dziedzinach, za które jest odpowiedzialne, nie tylko przed jakimkolwiek lobby, ale także przed Kościołem. Ja nie jestem pupilem Kościoła, ale nigdy nie dam się namówić na wojnę z Kościołem. Bo uważam, że ze wszystkimi wadami jest Polsce bardzo potrzebny. Mam również głębokie przekonanie, że wiara w Boga, bycie członkiem Kościoła są dobre dla narodu, dla społeczeństwa.

Jak podkreśla, rozmawiał z przedstawicielami Kościoła m.in. o zmianach sposobu finansowania. - I otwarcie mówiłem, że będziemy postępowali tak, jak uważamy to za celowe z punktu widzenia interesów państwa. Bardzo nam zależało, żeby obie strony zaczęły naprawdę szanować zapisy konkordatu. A zachowania niektórych biskupów ewidentnie wykraczają poza konkordat. Mam na myśli mieszanie się wprost w decyzje władz publicznych. Konkordat wyklucza takie zaangażowanie instytucji kościelnych, nakazuje szanowanie autonomii świeckiego państwa - mówi.

- Jako obiekt szczególnej niechęci prawicowej opozycji i niektórych biskupów nie nadaję się może najlepiej do roli chłodnego diagnosty tego, co się dzieje w Kościele. Jako człowiekowi wierzącemu z wielkim trudem przychodzi mi identyfikowanie się z niektórymi zachowaniami i deklaracjami wielu hierarchów. Niestety, niełatwo dzisiaj odnaleźć partnerów w sutannach, którzy z wiary i z instytucji Kościoła nie chcą robić oręża w walce czysto politycznej - ocenia. I podkreśla, że "nawet najgłupsze i najbardziej niesprawiedliwe wypowiedzi niektórych księży" nie zrobią z niego "politycznego antyklerykała" - czytamy w "Wyborczej".

Donald Tusk jakoś nigdy nie kojarzył mi się z katolicyzmem. W tym wywiadzie wyznał, że jest człowiekiem wierzącym, wali jednak zaraz politycznym cepem "w niektórych" biskupów czy księży. Po co? Czy są dla niego jako polityka aż takim zagrożeniem? Obwinia ich o zaangażowanie, a sam poprzez działania Jana Dworaka wybrał świadomie drogę walki z katolikami, domagającymi się swojej medialnej przestrzeni w życiu publicznym. Pod hasłem konkordatu, chce założyć nam kaganiec. A Kościół nie jest ani prawicowy, ani lewicowy  jest Kościołem nauki Chrystusa. Jest wolny. I w sumie nie wiem czy własnie ta jego wolność jest zbyt trudna dla Tuska. Nie do zaakceptowania. Nie może jej politycznie ujarzmić. W tym wywiadzie idzie jednak znowu na zwarcie z hierarchią katolicką, przywołując ją do porządku. Niepotrzebnie i bezrefleksyjnie.

Jak tu odczytywać gratulacyjne słowa Tuska napisane do Papieża Franciszka w dniu 13 marca:  "Pragnę jednocześnie zapewnić Ojca Świętego o woli i gotowości Polski do dalszego umacniania więzi i współpracy ze Stolicą Apostolską w obronie kultury chrześcijańskiej w Europie i na świecie. ". To są słowa, czekam w końcu na realne gesty obrony kultury chrześcijańskiej panie premierze. Papieża strasznie głupio byłoby okłamywać zwłaszcza tak wierzącemu premierowi.

Fot. KPRM.

Jarosław Wróblewski