Joanna Jaszczuk, Fronda.pl: Prezydent Stanów Zjednoczonych Donald Trump odbył już kilka spotkań i rozmów telefonicznych z przywódcami- w większości państw europejskich. W Białym Domu przyjął premier Wielkiej Brytanii, Theresę May, przez telefon rozmawiał zaś m.in. z niemiecką kanclerz, Angelą Merkel. W rozmowach z obiema przywódczyniami Trump podkreślał znaczenie NATO, podczas gdy wcześniej wypowiadał się raczej krytycznie na temat Sojuszu

Andrzej Talaga, ekspert Warsaw Enterprise Institute: Dotychczasowe wypowiedzi Donalda Trumpa na temat NATO dzielą się na te sprzed wygranych wyborów prezydenckich i te już po wyborach oraz z początku prezydentury. Wypowiedzi Donalda Trumpa na temat Sojuszu różnią się dość poważnie. W pierwszym okresie jego ocena NATO była bardzo krytyczna. Nowy prezydent Stanów Zjednoczonych podnosił np. kwestie wydatków państw członkowskich na obronę, efektywności bojowej całego Sojuszu, zastanawiał się również, czy Amerykanie w ogóle mają jakikolwiek interes w trwaniu w takiej formule Sojuszu. Warto zaznaczyć, że Trump nie kwestionował samego NATO, ale raczej stan Sojuszu.

Po wygranych wyborach i zaprzysiężeniu sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Zarówno prezydent USA, jak i ludzie wybrani przez niego na stanowiska w administracji, zwłaszcza sekretarz obrony i sekretarz stanu określali NATO i rolę Stanów Zjednoczonych w tym sojuszu jako niezbywalną. Zaznaczają, że nie można rozmontowywać tego paktu, gdyż- wbrew temu, co mówił wcześniej Donald Trump- jest on skuteczny, jak również bardzo potrzebny. Ten ton pobrzmiewał już teraz w rozmowach prezydenta Stanów Zjednoczonych z przywódcami europejskimi.

Co wynika z tych pierwszych rozmów nowego prezydenta USA? Wypowiedzi współpracowników Donalda Trumpa świadczą o tym, że nie doszło jak na razie do żadnych ustaleń czy decyzji

Bardzo charakterystyczne jest to, z którymi przywódcami spotkał się lub rozmawiał telefonicznie prezydent Donald Trump. Było to kilka państw: Japonia, Wielka Brytania, Francja, Niemcy i Rosja. Trump rozmawiał więc właściwie z przywódcami największych potęg światowych, z innymi nie chce jakoś rozmawiać lub może nie ma na to czasu. Nie wiemy, czy zrobi to później, czy też nie... W każdym razie widać, że prezydent USA chciałby, aby właśnie te państwa kształtowały politykę światową.

Na szczęście dla nas, wśród tych państw jest trzech członków NATO, z czego dwóch zainteresowanych wzmocnieniem wschodniej flanki (Wielka Brytania i Niemcy). Nie spodziewałbym się więc gwałtownych ruchów czy powrotu do retoryki z czasów kampanii wyborczej. Trump będzie wspierał NATO, być może zastosuje naciski polityczne, aby państwa europejskie przeznaczały na obronność większe środki finansowe oraz rozbudowywały swoją własną obronę. Jest to naturalne i słuszne. Z punktu widzenia amerykańskiego podatnika sytuacja, gdy amerykanie płacą za obronę Europy, podczas gdy duża część państw europejskich jakoś się do tego nie garnie, jest kuriozalna. Zaskoczenia nie ma, kierunek rozwoju spraw może nie jest szczególnie optymistyczny, jednak na pewno nie budzi takiego niepokoju jak wcześniej.

Jednym z przywódców, z którymi rozmawiał Donald Trump, był również rosyjski prezydent, Władimir Putin. Sekretarz prasowy prezydenta USA poinformował później, że rozmowa dotyczyła Bliskiego Wschodu czy kryzysu na Ukrainie, nie zostały podjęte żadne decyzje, nie padły też żadne deklaracje na temat amerykańskich sankcji wobec Rosji

Była to dopiero wstępna rozmowa. Nie rozmawiali również, o czym mówił sekretarz prasowy Donalda Trumpa, na temat zniesienia sankcji wobec Ukrainy, choć takie echa również pobrzmiewały w kampanii wyborczej, pojawiały się wypowiedzi Trumpa, że sankcje wcale nie działają, nie są skuteczne, że trzeba je znieść. Nic takiego się nie wydarzyło, prezydent Stanów Zjednoczonych nie poruszył w ogóle tego tematu. Rozmowa dotyczyła Ukrainy i Bliskiego Wschodu, co jest zrozumiałe. Z kolei w wypowiedziach ludzi z otoczenia Trumpa pojawiły się informacje, że nie ma mowy o poprawie stosunków USA z Federacją Rosyjską, jeżeli Rosja nie będzie realizować porozumień mińskich, co również brzmi dość optymistycznie.

Czyli, podobnie jak w przypadku NATO, dużo więcej niepokojących sygnałów słyszeliśmy od Donalda Trumpa oraz jego współpracowników raczej podczas kampanii wyborczej. Nie ma jak na razie szerokiego otwarcia, czy raczej wyważenia kopniakiem drzwi w rodzaju „porozmawiajmy o sankcjach, porozmawiajmy o granicach Ukrainy”. Przywódcy USA i Rosji nie rozmawiali o integralności terytorialnej Ukrainy, czyli o Krymie, który- wg obecnej administracji amerykańskiej, jest ukraiński, nie rosyjski. Nie poruszyli tematu zniesienia sankcji, nawet tych nałożonych w ostatnich dniach pełnienia urzędu prezydenta przez Baracka Obamę w związku z atakami hakerskimi rosyjskich służb i ich wpływem na przebieg kampanii i samych wyborów prezydenckich w Stanach Zjednoczonych. Wydaje mi się więc, że początek jest bardzo niemrawy, o ile możemy w ogóle mówić o „początku” czegoś.

Może o „początku” będziemy mówić w momencie, gdy nowy prezydent nauczy się polityki zagranicznej? Część komentatorów, nawet w rozmowie z naszym portalem, podkreśla, że może to być nawet kilka pierwszych miesięcy prezydentury Trumpa

Niewątpliwie, będzie musiał się jej uczyć, ponieważ nie uprawiał wcześniej polityki zagranicznej. W odróżnieniu od ludzi z jego otoczenia. Generał Mattis, interweniując w Iraku, jak również Rex Tillerson, prowadząc największy amerykański koncern energetyczny, musieli uprawiać politykę. Sekretarz obrony i sekretarz stanu są ludźmi doświadczonymi w polityce zagranicznej i to właśnie oni włączyli „hamulce”, o których wspomniałem wcześniej, czyli zasygnalizowali prezydentowi Stanów Zjednoczonych, że z Rosją należy postępować nieco ostrożniej, a na pewno nie składać jej deklaracji „za nic”. Federacja Rosyjska musi „zapłacić”, żeby Ameryka spojrzała na nią bardziej życzliwym okiem. Na razie nie widać ram porozumienia USA z Rosją, choć część komentatorów spodziewała się spotkania Trumpa z Putinem nawet zaraz po zaprzysiężeniu prezydenta USA i ułożenia z rosyjskim przywódcą nowego ładu międzynarodowego. Owszem, amerykański prezydent potraktował Putina z pewnym szacunkiem, zainteresowaniem, godnością, jednak widać, że prezydent Rosji nie jest dla Trumpa graczem równoległym. Wręcz jednym z mniej znaczących...

Eksperci i komentatorzy wskazywali też, że Władimir Putin będzie chciał „rozgrywać” Donalda Trumpa

Jak widać, nie bardzo mu to wychodzi. Efektów nie widać... Trzeba pamiętać, że zawsze to silniejszy rozgrywa słabszym. Niekiedy, przy wielkiej inteligencji i zdolnościach słabszy może przez jakiś czas rozgrywać silniejszego, jednak Ameryka to nie tylko prezydent. To cały potężny aparat, który realnie sprawuje władzę, a prezydent jest od niego uzależniony. Żeby więc „rozgrywać” prezydenta Stanów Zjednoczonych, trzeba by rozgrywać całą jego administrację, całą amerykańską dyplomację i całe Siły Zbrojne USA, co nie jest takie łatwe, gdyż Rosji brakuje potencjału w tym kierunku. Federacja Rosyjska musiałaby położyć na stole „asy”, musi zaoferować Amerykanom coś naprawdę dużego, żeby mógł powstać reset czy nawet sojusz geopolityczny. Zaczekajmy, zobaczymy, jakie karty wyłoży Rosja. Jak dotąd nie zaproponowała bowiem nic.

A jednak wybór Rexa Tillersona na sekretarza stanu wzbudzał pewne kontrowersje, ze względu na dobre relacje amerykańskiego biznesmena z Rosją, co często podkreślały media

Tillerson miał z każdym dobre stosunki. Sprzedawał energię, wydobywał surowce energetyczne. Wydobywał je również w Rosji. Kiedy jednak administracja amerykańska wprowadziła sankcje, dostosował się do tego, choć uważał, że nadal trzeba handlować z Rosją. Nie wykonał żadnego ruchu w tym kierunku, podporządkował się decyzji administracji i ExxonMobil zawiesił swoje interesy w Rosji (oczywiście te, które były objęte sankcjami). Nowy sekretarz stanu USA to pragmatyk, który będzie rozmawiał z Chińczykami, Rosjanami, Arabią Saudyjską, czyli z naszego punktu widzenia dość okrutną dyktaturą. Będzie rozmawiał z każdym. Co więcej, Rosja nie była przecież dla niego pierwszym i najważniejszym klientem. Tylko jednym z wielu, bo ważniejsza była np. Arabia Saudyjska.

Czy Rex Tillerson ma szczególnie dobre relacje z Władimirem Putinem? Chyba nie są one w ogóle potrzebne. Putin nie jest człowiekiem, który mógłby „bratać się” z kimkolwiek. Dla prezydenta Rosji istnieją tylko interesy. Jeżeli więc obie strony wyczują w tym porozumieniu jakiś interes, to do niego dojdzie. Jeżeli nie- porozumienia nie będzie.

Bardzo dziękuję za rozmowę.