Unia Europejska jest sceptyczna wobec przyjazdu Donalda Trumpa do Warszawy na szczyt 12 krajów „Trójmorza”. UE obawia się, że Trump będzie chciał podzielić Europę na „starą” Unię, której nie lubi oraz przyjazną mu, „trójmorską” część UE – pisze Tomasz Bielecki na dw.com.

Autor pisze, że inicjatywa spotkania się Donalda Trumpa z państwami Trójmorza „jest skażona przez zaognione stosunki Polski z Brukselą m.in. z powodu problemów z praworządnością (ostro krytykowanych przez Komisję Europejską). Ponadto część Unii podejrzewa, że Trójmorze to dla Warszawy marzycielski projekt zbudowania własnego „bloku” konkurującego z Berlinem i Paryżem”.

Bielecki przytacza jednak słowa Klena Jääratsa, dyrektora ds. UE w urzędzie premiera Estonii, który mówi wprost, że do samego Trójmorza Estonia nie jest przywiązania ideologicznie, ale dążenie Polski do budowania w tym rejonie Europy bezpieczeństwa energetycznego jest dla Estonii po prostu bardzo korzystne.

Autor tekstu przytacza też słowa dyplomaty z jednego z krajów, które będą na szczycie obecne. Mówi on, że przyjazd do Warszawy jest konieczny, ale trzeba „zdystansować się od ewentualnych trójmorskich pomysłów Polski wychodzących poza energię lub gospodarkę”.

Bielecki w swoim tekście wspomina też słowa Dimitara Becheva, wykładowcy Uniwersytetu Sofijskiego oraz University of North Carolina, który podkreśla, że wizyta Trumpa najpierw w Warszawie, a dopiero potem rozmowy dwustronne z Putinem podczas szczytu G20 to „forma zapewnienia o przywiązaniu USA do bezpieczeństwa tego regionu”.

Z kolei Michał Baranowski z warszawskiego biura The German Marshall Fund mówi jasno, że według niego Trójmorze jest nadinterpretowane i intencją władz Polski nie było tworzenie podziałów przy okazji wizyty Trumpa, a cały projekt jest projektem gospodarczym. Pozostaje mieć nadzieję, że Trump w Polsce powstrzyma się od atakowania innych krajów UE. „Najlepiej niech mówi tylko o naszym bezpieczeństwie i sojuszu” - dodaje Baranowski.

dam/dw.com/pl,Fronda.pl