Państwo (anty)polskie odebrało państwu Bałutom z Niska na Podkarpaciu dzieci. Dlaczego? W mieszkaniu był "bałagan" i - o zgrozo - były tam zwierzęta domowe.
Rodzicom odebrano trzy dziewczynki i umieszczono je w rodzinie zastępczej jeszcze przed Bożym Narodzeniem w ubiegłym roku.

Urzędnicy reżimu chyba już totalitarnego uznali, że żyły w złych warunkach. Co prawda rodzice pracowali i dzieci nie żyły w biedzie, ale:

- mieszkanie było małe
- panował w nim bałagan
- w mieszkaniu był pies rasy york, żółw oraz królik

Dodatkowo przez trzy godziny nie było prądu, bo rodzina zapomniała zapłacić na czas rachunku. Matka z kolei zalegała w szkole z dobrowolną opłatą w wysokości... 10 złotych.

Jak opowiada ich mama, dzieci były przerażone tym, co robi z nimi państwo. Najstarszą córkę kurator musiał odbierać siłą. Ciągnął ją przez całą szkołę wbrew jej woli.

Państwo Bałut są w tragicznej sytuacji. Gdy chcieli ochrzcić niemowlę, które także im odebrano, w ceremonii nie pozwolono uczestniczyć pozostałym córkom. Dzieci nie będą też z rodzicami na wakacje.
Pani Ewa Bałut wspomina, że gdy zaczęła się cała sprawa, mogła wyjechać za granicę. Żałuje, że tego nie zrobiła - i słusznie. Kraj, który odbiera rodzicom ich własne dzieci, to nie jest Ojczyzna. To po prostu okupant, przed którym trzeba uciekać...

kad