Na pięć miesięcy przed wyborami parlamentarnymi na Węgrzech rząd Fideszu cieszy się olbrzymią popularnością. Obecnie sondaże dają jego ugrupowaniu 40 procent poparcia. To wszakże wciąż nie tyle, co w roku 2014, gdy partia Wiktora Orbana zyskała aż 52 proc. głosów. Jednak widoki na to, że i tym razem będzie podobnie, są duże - wśród zdecydowanych wyborców, już teraz znających swoje preferencje polityczne, popierających Orbana jest aż 60 procent.


Podobnie jak w Polsce, także i na Węgrzech bardzo dobry jest stan gospodarki. Bezrobocie wynosi zaledwie 4,1 procent, a płace cały czas rosną - i to prawie trzy razy szybciej, niż w Polsce. Co więcej, wszystkie wskaźniki ekonomiczne wskazują, że takie tempo rozwoju się utrzyma i płace na Węgrzech przez najbliższych kilka lat nadal będą dynamiczne wzrastać. To nie tylko efekt dobrej koniunktury, ale i polityki rządu - obniżającego składki odprowadzane za przedsiębiorców do 19,5 proc. z poprzednich 27 procent.


Orban zapowiada, że po kolejnych wyborach zamierza przeprowadzić zmiany ustrojowe. Nie znamy szczegołów, ale mówi o reformach "nieodwracalnych", które uczynią z Węgier kraj wyłamujący się z powszechnej na Zachodzie lewacko-liberalnej dyktatury.


W Polsce opozycja jest słaba, ale na Węgrzech - praktycznie nie istnieje. Najpierw jest Fidesz, potem - długo nic. Na drugim miejscu plasuje się... Jobbik, partia nacjonalistyczna, jeszcze bardziej antyliberalna od Fideszu!

Zaledwie 7 procent poparcia mają socjaliści, a 5 procent - centrowcy byłego premiera Ferenca Gyurcsanya. Co więcej, dwie lewicowe partie kłócą się ze sobą i nie są w stanie stworzyć wspólnej listy wyborczej.

mod/wyborcza.pl, fronda.pl