Świat znajduje się w największym stanie napięcia między Stanami Zjednoczonymi a Rosją od czasów Zimnej Wojny. Najbardziej gorącą areną konfliktu między mocarstwami stał się Bliski Wschód.

 

W nocy rozpoczęła się ofensywa na Mosul - bastion Państwa Islamskiego. To ponad dwumilionowe miasto jest otoczone z jednej strony przez siły irackie, a z drugiej - przez Kurdów. Operację będą wspomagać także Turcy, bowiem niedaleko znajduje się jedna z tureckich baz wojskowych. Z powietrza będą nacierać zaś amerykanie. Siły koalicji wezwały cywilów do opuszczenia miasta.

Napięcie na Bliskim Wschodzie sięga zenitu. Podgrzewają je informacje o wysłaniu w rejon konfliktu okrętów rosyjskich i o kolejnych atakach na okręty amerykańskie. Dyktator Syrii Baszar al-Assad mówi już wprost, że Syria stała się areną otwartej wojny między Stanami Zjednoczonymi a Rosją.

Tak złej sytuacji dyplomatycznej między mocarstwami nie było od czasów Zimnej Wojny. W kolejną fazę wchodzi wyścig zbrojeń i według najnowszych danych Rosja uzyskała przewagę nad USA w liczbie strategicznej broni jądrowej. Jak podaje portal Defence24.pl Rosjanie dysponują 1796 rozmieszczonymi głowicami wobec 1367 amerykańskich, mimo większych możliwości ich przenoszenia, jakimi dysponują Stany Zjednoczone.

Według tego samego źródła, sytuacji z niepokojem przyglądają się Niemcy. Niemiecki szef sprawa zagranicznych Frank-Walter Steinmeier zwrócił niedawno uwagę, że obecna sytuacja geopolityczna jest bardziej złożona i rozproszona niż pół wieku temu, gdzie granice i strefy wpływów były jasne i wyraźnie zarysowane.

Obecnie rywalizacja między krajami toczy się także w cybersprzestrzeni. Amerykanie szykują się bowiem do cyberuderzenia w odpowiedzi na ingerencję rosyjskich hackerów w kampanię prezydencką w USA. Moskwa straszy w Kaliningradzie, wspomaga nacjonalistów sympatyzujących bardziej z Rosją niż USA.

Kreml coraz bardzie izoluje się od świata, a ten zastanawia się nad kolejnymi sankcjami. Służby wywiadowcze informują o zwiększonej aktywności rosyjskich agentów w krajach sąsiednich. Cel jest jeden - skłócić Europę, zwiększać swoje wpływy w administracjach sąsiadów z wykorzystaniem mniejszości rosyjskiej, odrywać niepodległe państwa od Zachodu i skłaniać je do współpracy z Rosją.

Na Bliskim Wschodzie Rosja będzie wszystkimi możliwymi drogami wspierać reżim Assada w Syrii, gdyż to zabezpiecza jej interesy ekonomiczne. Jakakolwiek próba emancypacji w regionie demokratycznej opozycji może skutkować tylko jednym - budową alternatywnych dróg przesyłu gazu do Europy, a to oznacza bankructwo kolosa na glinianych nogach, budowanego przez Władimira Putina.

Tomasz Teluk