Unia Europejska niewątpliwie jest niedościgniona w produkcji rozmaitych dokumentów. Deklaracja Rzymska jest jednym z nich.

Podzielona Unia przyjęła dokument o jedności, w którym deklaruje, że będzie silniejsza, bardziej solidarna i konkurencyjna. Wszystko pięknie, tylko samymi chęciami wybrukowane jest piekło. Slogany nie zastąpią działania. Odważnej aktywności jest wciąż jak na lekarstwo.

Cieszą zapisy o zwiększeniu bezpieczeństwa zewnętrznego UE czy te ukierunkowane na rozwój gospodarczy, jak i walkę z wewnętrznymi problemami, choć wiadomo, że zarówno diagnoza, jak i sposób radzenia sobie z nimi, wzbudzają kontrowersje.

Niewątpliwie w polityce zagranicznej nastąpiła spora zmiana. Polska znalazła się w samym centrum wpływu na kluczowe decyzje, a dotychczas była marginalizowana. Jak wyglądała polityka międzynarodowa za czasów PO przyznał z rozbrajającą szczerością Grzegorz Schetyna, który stwierdził, że Polska powinna podpisać Deklarację Rzymską bez względu na treść. Taka wypowiedź to kompromitacja, ale właśnie tak było za czasów poprzedniej władzy.

Ostateczna treść dokumentu to sukces rządu Beaty Szydło, choć nadal twierdzę, że nasza dyplomacja jest w jakimś sensie kulawa i dużo lepiej na ministerialnym stanowisku radzi sobie Konrad Szymański, który po raz kolejny musi prostować dziwne wypowiedzi ministra Waszczykowskiego o nielegalnym wyborze Donalda Tuska.

Samo przyjęcie kolejnej deklaracji nie znaczy nic. Muszą za nią iść konkretne działania. Nie wiadomo jak Bruksela poradzi sobie z ochroną granic zewnętrznych, gdy ma coraz bardziej napięte stosunki z Turcją. Nie jest także jasne, jak radzić sobie z kryzysem gospodarczym i socjalnym, jeśli nie są podejmowane działania deregulacyjne i prorodzinne.

Widać wyraźnie, że Stara Unia nie ma już pomysłów na działanie, dlatego Polska może wnieść do Europy powiew świeżości i optymizmu na przyszłość.

Tomasz Teluk