W chwili gdy piszę ten komentarz, trudno ocenić skutki decyzji Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Nie wiem, co zrobi polski rząd i co zrobi Sąd Najwyższy. W pierwszych godzinach po orzeczeniu TSUE usłyszałem, że sędzia Józef Iwulski wraca do pracy. To ten, który skazywał w stanie wojennym działaczy opozycji, był w PZPR i szkolono go w wojskowych służbach za czasów komunistów. Najzabawniejsze, że w uzasadnieniu decyzji TSUE powołuje się na konieczność zapewnienia obywatelom Polski niezawisłych sądów. To znaczy wybrani demokratycznie polscy parlamentarzyści i polski prezydent, którzy uczestniczyli w procedurze wyłaniania sędziów do Krajowej Rady Sądownictwa, razem z tymi sędziami dają mniejszą rękojmię niezawisłości niż komuniści i esbecy.

Nawet gdyby decyzja kretynów z TSUE nie rodziła już więcej żadnych konsekwencji, to już samo jej uzasadnienie powinno wystarczyć, żeby tego towarzystwa nie traktować serio.

Wyobraźmy sobie, że w drugiej połowie lat 40. ktoś skierowałby do TSUE ustawy denazyfikacyjne. Szczególnie te dotyczące sądów. Ponad połowa niemieckich sędziów należała w przeszłości do NSDAP. Wielu z nich wydawało wyroki zgodnie ze zbrodniczym prawem ustanowionym przez Hitlera. Tylko garstka poniosła za to odpowiedzialność karną. Alianci mogli jedynie wywalić to całe towarzystwo na pysk. Zrobili to zresztą bardzo wybiórczo. Oczywiście kierowali się tu własnym widzimisię i sprawę regulowały przepisy bardzo niskiej rangi. Jednak nikt przy zdrowych zmysłach nie negował potrzeby pozbycia się nazistowskich sędziów. Czy TSUE, gdyby wtedy istniało, broniłoby nazistów? Pewnie oficjalnie nie byłoby to możliwe. Niemcy, choć denazyfikację przeszli bardzo płytko, robili co mogli, żeby udowodnić, że nowe instytucje nie mają nic wspólnego z totalitarnymi.

W Polsce mamy podwójne prawo odrzucić dziedzictwo komunizmu. Był to nie tylko system totalitarny, jak w Niemczech, ale jeszcze do tego narzucony z zewnątrz. Mamy więc nie tylko prawo, lecz także obowiązek odrzucenia wszystkiego, co się z nim wiąże. Mimo to wiceprezes Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości widzi gwarancję niezależności w kapitanie Iwulskim i jego kolegach.

Polska nie może się na to zgodzić. Decyzja TSUE jest nielegalna, bo w sprawie Sądu Najwyższego nie wypowiedział się jeszcze Trybunał Konstytucyjny. Nie zmienia to jednak faktu, że za jakiś czas ta zgraja może nałożyć na Polskę kary finansowe. Jeżeli jest to tylko 100 tysięcy euro dziennie, to ja bym ten haracz zapłacił. To daje kilkadziesiąt milionów euro rocznie. Więcej przez decyzje Sądu Najwyższego traciliśmy co tydzień. Być może trzeba będzie zorganizować demonstrację poparcia dla zmian w sądach, żeby nie dać sobie wejść na głowę. Za parę miesięcy odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego i trzeba zrobić wszystko, żeby w tym parlamencie było możliwie mało obrońców sędziów stanu wojennego. Na pewno nowy Parlament Europejski będzie już zupełnie inny. Nastawmy się na długą walkę. To bój o naszą suwerenność i bezpieczeństwo każdego, kto może trafić w ręce sądowej mafii.

Tomasz Sakiewicz

Tekst pochodzi z najnowszego tygodnika " Gazeta Polska" nr. 43; data: 24.10.2018.