Anna Zawadzka, znana feministka i działaczka proaborcyjna, która zasłynęła prowokacją w kościele akademickim św. Anny w Warszawie stanie przed sądem. Prokuratura właśnie skierowała przeciwko niej akt oskarżenia  dotyczący złośliwego „wykonywaniu aktu religijnego kościoła”. Zawadzkiej grozi do dwóch lat więzienia.

Sprawa dotyczy wydarzeń z ubiegłego roku. Episkopat Polski przygotował mocny list dotyczący aborcji. Był on odczytywany w kościołach w całej Polsce. Warszawskie feministki postanowiły zorganizować prowokację. Gdy w kościele akademickim św. Anny na Krakowskim Przedmieściu ksiądz zaczął odczytywać list Zawadzka wstała, wykrzyczała kilka słów pod adresem duchownego i ostentacyjnie opuściła świątynię. Wszystkiemu oczywiście towarzyszyły kamery zaproszonej tam wcześniej telewizji.

Nie bardzo wiadomo czemu miała owa prowokacja służyć. List był bowiem kierowany do osób wierzących i chodzących do kościoła. Zawadzka – co przyznała publicznie – nie jest osobą ani wierzącą, ani tym bardziej chodząca do kościoła. Szło jedynie o zakłócenie nabożeństwa, czystą złośliwość. W sprawie już zdążyła zabrać głos przedstawicielka Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Jej zdaniem czytanie listu biskupów nie jest elementem nabożeństwa, więc akt oskarżenia upadnie. Przyjmując jej rozumowanie w trakcie odczytywania w kościele jakiegokolwiek listu – a tych jest całkiem sporo w ciągu roku – można spokojnie wyjść na zewnątrz np. na papierosa.  Cóż, głupota ludzka granic nie zna.

Sąd powinien wsadzić Zawadzką na dwa lata za kraty. Podniesie się pewnie krzyk, zwolennicy Zawadzkiej będą protestować. Głos zabierze pewnie jakiś oburzony kapłan-liberał. Ale trzeba ją wsadzić dla przykładu, bo nie wolno sobie drwić z rzeczy świętych, których być może sami za takie nie uznajemy, ale inni już tak. Choć analizując sądowe sprawy z przeszłości dotyczące obrazy uczuć religijnych wydaje się, że i ta zakończy się umorzeniem. Tak np. skończyła się sprawa darcia Biblii przez jednego z wokalistów. Uznano bowiem, że mieści się to w granicach wolności artystycznej. W moim przekonaniu nie można na coś takiego pozwalać i głośno trzeba domagać się sprawiedliwości, nawet jeśli uszczerbku dozna przy tym nasz wizerunek!

Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą Rzeczpospolitej