Niemal od początku tygodnia wiadome było, że rozmowy na temat kompromisu i zakończeniu sejmowego sporu nie dadzą zwycięstwa opozycji. Jarosławowi Kaczyńskiemu udało się za to wbić klin między PO i Nowoczesną. Klin tak mocny, że na placu boju została właściwie tylko Platforma. Ryszard Petru z przegraną pogodził się chyba już w poniedziałek, gdy obiecał, że jego ugrupowanie nie będzie już blokowało mównicy. Z tezy o tym, że kompromis jest możliwy wycofał się wprawdzie we wtorek, ale – przynajmniej na razie – wychodzi z tego sporu mniej poobijany niż Grzegorz Schetyna.

Jedno trzeba liderowi PO przyznać: wykazał się konsekwencją. Sęk w tym, że ten upór i dalsze blokowanie sejmowej mównicy jest w istocie ślepym zaułkiem. Posiedzenie Sejmu, na którym uchwalono budżet zostało zamknięte, ustawa budżetowa przeszła przez Senat i czeka już tylko na podpis prezydenta. Marszałek Sejmu wycofał się z ograniczeń dla dziennikarzy – o co zabiegali zresztą posłowie PO – i tak naprawdę nie ma już o co kruszyć kopi.

Schetyna zostaje sam. Nic nie wyszło z tego, że jego posłowie w środę blokowali mównicę. Marszałek Kuchciński znalazł sposób na to, by nie pisnęli ani słowa. Przerwanie minuty ciszy, która upamiętniała zmarłych w ostatnim czasie posłów, odebrana zostałaby jako brak szacunku dla tych, którzy odeszli. Posiedzenie przerwano. PO dostała jeszcze jedną noc do namysłu. Pytanie jak ją wykorzysta? Czy dalej będzie usiłowała prowadzić swój bezsensowny protest? Bo jak długo można stać na sejmowej mównicy? Do wyobrażenia jest bowiem sytuacja, w której marszałek otworzy obrady, ale tylko po to, by ogłosić np. dwumiesięczną przerwę. Co wtedy zrobi PO?

Środa w Sejmie pokazała, że politycy – jeśli chcą – potrafią ze sobą rozmawiać. Nawet jeśli nie udaje im się osiągnąć ostatecznego porozumienia. Lepszy bowiem jest byle jaki dialog niż kabaret. A z tym mamy do czynienia już prawie miesiąc. Niektórzy to zrozumieli. Inni widać potrzebują więcej czasu.

Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą "Rzeczpospolitej"