Jak nazwać zbrodnie?

Władze Turcji oburzone są słowami Franciszka, który bez owijania w bawełnę, rzeź Ormian z 1915 roku  nazwał ludobójstwem. Głosy protestu ze strony Ankary słychać było też, gdy na początku czerwca niemiecki parlament w ten sam sposób określił masakrę Ormian. Z kolei politycy, intelektualiści i kilku hierarchów greckokatolickich na Ukrainie protestują, kiedy Polacy mianem „ludobójstwa” określają rzeź wołyńską. Głosy oburzenia słychać było też z ust polskich polityków.

Termin ludobójstwo w języku prawnym pojawił się w roku 1948 w Konwencji ONZ w sprawie Zapobiegania i Karania Zbrodni Ludobójstwa. W jej art. 2 zdefiniowano je jako czyn „dokonany w zamiarze zniszczenia w całości lub części grup narodowych, etnicznych, rasowych lub religijnych (…)”. Skoro dziś za ludobójstwo uznaje się m.in. wymordowanie przez Krzyżaków Jaćwingów i Prusów w XIII i XIV wieku, czy eksterminację rodzimej ludności obu Ameryk podczas ekspansji terytorialnej Europejczyków, czy wreszcie masowe mordy polskich oficerów w Katyniu, to jak nazwać to co działo się w latach 1915-1917 na terenie dzisiejszej Armenii i mordy Polaków w latach 1943-1944 na Wołyniu?

Fakty mówią same za siebie. Szacuje się, że tureccy żołnierze rozwiązując tzw. „problem ormiański” wymordowali nawet 1,5 mln osób. Podczas rzezi wołyńskiej z rąk ukraińskich nacjonalistów życie straciło zaś ok. 100 tys. Polaków.

Władze Turcji oraz Ukrainy jak ognia unikają określenia tych wydarzeń ludobójstwem. Ci pierwsi twierdzą, że tureccy Ormianie padli ofiarą epidemii podczas ewakuacji frontu. Mówi się o „wielkim źle”, „masowych mordach”. W przypadku Ukrainy pojawiają się określenia: „zbrodni”, „czystki etnicznej”. Nikt nie chce nazwać wprost tego co się wydarzyło. Swego czasu władze Turcji wytoczyły proces „o obrazę tureckości” nobliście Orhanowi Pamukowi – tylko dlatego, że wspomniał o tragedii Ormian. Ankara pozostaje głucha na jakiekolwiek argumenty.

Podobnie jest z rzezią wołyńską. Od lat o nazwanie tej zbrodni po imieniu zabiegają Prawo i Sprawiedliwość oraz Polskie Stronnictwo Ludowe. Ale ich wysiłki jak dotąd były w imię źle pojmowanej poprawności historycznej blokowane.  Jeśli dziś ukraińscy intelektualiści zwracają się do Polaków z doskonale nam znanym apelem: „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”, jeśli słowa te padły nawet podczas wizyty Jana Pawła II na Ukrainie, a potem zwierzchnik Kościoła greckokatolickiego powtórzył je w Warszawie, to za nimi winny iść czyny. Tymczasem nie idą. Naszym wschodnim sąsiadom brakuje odwagi i uznania, że nie wszystko w ich historii jest w porządku.

Papież Franciszek o ludobójstwie Ormian mówił podczas ubiegłotygodniowej pielgrzymki do Armenii. „Ta tragedia, to ludobójstwo zapoczątkowało niestety smutną listę olbrzymich katastrof w zeszłym wieku, które były możliwe z powodu niedorzecznych motywacji rasowych, ideologicznych czy religijnych, przyćmiewających umysł oprawców tak dalece, by stawiać sobie za cel unicestwienie całych narodów” - stwierdził Franciszek. A wracając samolotem do Rzymu tłumaczył dziennikarzom, że odkąd pamięta w Argentynie o mordach ludności ormiańskiej mówiono jako o ludobójstwie i on po prostu innego określenia nie zna, a to jest po prostu obiektywne.

Warto przy tym zwrócić uwagę, że podczas  wizyty w memoriale Cicernakaberd, który upamiętnia ofiary rzezi, wpisał do księgi pamiątkowej takie słowa:  „Modlę się tu z bólem w sercu, aby nigdy więcej nie było takich tragedii, jak ta, aby ludzkość nie zapomniała, aby umiała zło dobrem zwyciężyć". A później podczas mszy w Giumri tłumaczył, że wszyscy jesteśmy „wezwani do tego, by niestrudzenie budować i odbudowywać drogi wspólnoty, wznosić mosty jedności i przekraczać bariery, które oddzielają”.

W podobnym tonie wypowiedzieli się kilka dni temu polscy biskupi w specjalnym komunikacie przed 73. rocznicą rzezi wołyńskiej. „Chrześcijańskie przebaczenie jest wartością bezwarunkową obejmującą nawet największe niegodziwości, takie jak zabijanie niewinnych ludzi i ludobójstwo, czy przymusowe przesiedlenia” – stwierdzili i przypomnieli, że od przeszłości nie wolno uciekać.

Niestety części tureckich, armeńskich, polskich, ukraińskich elit trudno wznieść się ponad politykę, ponad historyczne zaszłości, ponad narodowości. Wspólnej przyszłości nie da się budować na negacji prawdy. Do niczego nie da się dojść  bez nazwania rzeczy po imieniu. Nie może być przebaczenia bez uznania winy.

Tomasz Krzyżak

Autor jest dziennikarzem i publicystą „Rzeczpospolitej”